Przynosili mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz
uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus, widząc to, oburzył się i rzekł
do nich: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do
takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie
królestwa Bożego jako dziecko, ten nie wejdzie do niego.” I biorąc je w
objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je.
Mk 10, 13 – 16
Polska to dziwny kraj. A właściwie Polacy to dziwni ludzie.
Nie ma w tym nic odkrywczego i w dalszej części tekstu nie będzie. Niby ponad
90% katolików, a w wyborach 20% dostają partie jawnie antyklerykalne. Pomijam
tu niezgodność z nauczaniem Kościoła działań podejmowanych przez inne partie.
Wynika to – w moim przekonaniu – ze słabości Kościoła
hierarchicznego i jego sojuszu z „tronem” oraz braku, swoistego, sensu fidei –
zmysłu wiary – u tzw. katolików. Niby do kościoła w niedzielę (i to nie każdą)
tak, ślub kościelny też, dzieci do chrztu, komunii i bierzmowania trzeba
posłać, bo bez tego ślubu nie dostaną. Z drugiej strony środki antykoncepcyjne,
zabijanie nienarodzonych, oszukiwanie, kombinatorstwo, złodziejstwo, zdrada,
wolna miłość (a może szybka?) i „nie będziemy klękać przed biskupami” (a jak
się ślub brało w czasie kampanii wyborczej to przed abp Gocłowskim się klękało
czy nie?).
Wydaje się, ze podobnego zmysłu brakuje katolikom będącym
przeciwko obecności małych dzieci w kościele. Od jednego z komentatorów moich
wcześniejszych, na ten temat, wpisów:
dowiedziałem się, żem pyszny bo chce chodzić z dziećmi do
kościoła, a te mogą (bo nie musza!) komuś przeszkodzić. Pewnie wyjdę w oczach
tej osoby (o ile czyta bloga) na jeszcze większego pyszałka, ale uważam, ze
obecność dzieci (a właściwie chodzi mi tu o całe rodziny) w koiciele jest
konieczne i ma trzy wymiary.
Pierwszy – praktyczny. Kościół po prostu potrzebuje młodych,
którzy przygotują i poprowadzą swoje pociechy. Już dziś jest ogromna
nadreprezentacja starszych w kościele. Młodzi bowiem, w swej masie, wolą
imprezować, sikać do zniczy, głosować na Palikowa niż iść do Kościoła. Każdy,
kto przychodzi na Mszę święto i przyprowadza swoje potomstwo jest godny
szacunku i chce – tak mi się wydaje – wychować dzieci w Wierze. Jest przez to
na wagę złota i to dosłownie. Bo nie tylko jako świadek i wychowawca, ale jako
donator. To jest przyszłość i być albo nie być Kościoła w sferze materialnej.
Moherowe babcie, którymi zresztą część kleru tak pogardza, nie są wieczne i
kiedyś odejdą – kto będzie wówczas utrzymywał Kościół?
Drugi wymiar – moralny. Kościół, a w związku z tym wierni,
są za życiem, za dziećmi, za wielodzietnością. Dlaczego wiec nie idą za tym
czyny? Odnoszę czasem wrażenie, że ludzie, którym przeszkadzają moje dzieci
(choć – uprzedzając – nie są bezstresowo wychowywane, ale to jednak dzieci)
uważają – masz dzieci, twoja sprawa, ale wara mi z kościoła, bo gaworząc, ale
śmiejąc się przeszkadzają mi w modlitwie. W ten sposób dzieci stają się
prywatnym problemem rodziców, a Kościół (jako wspólnota wierzących) nie chce
brać za nie odpowiedzialności, nie chce uczestniczyć w ich życiu, bo są głośne,
bo czasem chodzą po świątyni. Inaczej: dzieci – tak, ale jak najdalej od
kruchty – trzymajcie je w domu, póki nie dorosną. Ale czy nie bywając w
kościele, kiedykolwiek nauczą się jak tam się zachować? Czy ta postawa nie
przypomina aby tej z wiersza Ignacego Krasickiego p.t. Dewotka?
Wreszcie trzeci wymiar – ewangeliczny. Chrystus powiedział
jasno to, co znajduje się w motto
niniejszego wpisu. Nigdzie nie wspominał ani o wieku dzieci, ani o ich
zachowaniu. Pan Jezus stawiał dziecięcą wiarę i ufność jako wzór. Czyż ci,
którzy dziś chcą wyrzucić dzieci z kościołów nie zachowują się jak uczniowie z
Ewangelii, którzy odpychali dzieci aby – no właśnie – nie przeszkadzały Mesjaszowi
w odpoczynku? Kto wiec jest pełen pychy, ja bo chcę CAŁĄ rodziną chodzić do kościoła,
czy ten, który mi tego zabrania?
Na koniec mam propozycję dla proboszczów, którzy nie chcą
infantylizować Mszy, a jednocześnie chcą przyciągnąć młode małżeństwa. Zróbcie
Mszę dla Rodzin z małymi dziećmi. Nie uproszczoną, nie skróconą, z kazaniem skierowanym
do dorosłych. Ci zaś, którym dzieci przeszkadzają będą wiedzieć, żeby na te
Msze nie przychodzić.