Jakie jest nasze sądownictwo wszyscy wiedzą. Pragnę
niniejszym tekstem dorzucić kamyczek ze swego ogródka. Otóż, niestety, dość
powszechna praktyką sądową oraz policyjną jest nieliczenie się z człowiekiem,
nie tylko oskarżonym, ale tez świadkiem czy poszkodowanym. Poniżej trzy obrazki
z życia przeciętnej, nieuwikłanej i niezaangażowanej rodziny.
Obrazek pierwszy.
Kilka lat temu jechałem wraz z żoną, która była wówczas w
dziewiątym miesiącu ciąży, samochodem. Na kilkuset metrowym odcinku dwukrotnie
spychany byłem przez innego kierowcę, który wykonywał gwałtowne manewry na
lewym pasie omijając przeszkody bez sygnalizacji zamierzonego działania. Tylko
moja reakcja uratowała nas przed katastrofą. Zadzwoniłem na policję gdzie zostałem
powiadomiony o możliwości złożenia doniesienia. Poświęciłem swój czas i
złożyłem zeznania na posterunku. Po jakimś czasie zostałem wezwany do kolejnego
spotkania z policją w tym temacie. Dopiero za drugim razem policjanci
zorientowali się, ze jechałem z żoną. W tym czasie ona zdążyła urodzić synka i
otrzymała wezwanie na komendę. Poszła tam oczywiście z dzieckiem. Policjantka
(sic!) chciała, żeby moja żona zostawiła kilkutygodniowe dziecko na portierni
poszła złożyć zeznania. Moją żona oczywiście odmówiła czy wzbudziła
niezadowolenie policjantki. Po kilku miesiącach otrzymaliśmy pismo, że sprawa
został umorzona z braku dowodów.
Wniosek: Jeśli nie nagrywacie filmików z wydarzeń na drodze
nie zgłaszajcie tego policji – stracicie czas, nerwy i pieniądze.
Obrazek drugi.
W wakacje wracaliśmy rodziną z Warszawy do Gdyni. Za
Płońskiem zauważyliśmy autokar, jadący bardzo agresywnie – wyprzedanie na
trzeciego, na podwójnej ciągłej, przed szykanami (czyli wysepkami, które masowo
pobudowano na drogach krajowych – ten idiotyzm to osobny temat). Początkowo
myśleliśmy, ze to pusty autokar, ale kiedy się do niego zbliżyliśmy okazało
się, ze to pełny, rejsowy autobus. Żona zdecydowała się zadzwonić na policję bo
to, że kierowca chce siebie zabić – to jego sprawa, ale trzeba ratować innych.
Zatrzymano go w Mławie, spisano zeznania mojej żony i jeszcze jednego kierowcy
ciężarówki, który był spychany przez autobus. Po jakimś czasie żona zeznawał
jeszcze telefonicznie, a następnie pofatygował się do nas dzielnicowy, żeby
spisać historię po raz kolejny. Cóż z tego jeśli obecnie żona dostała wezwania
na rozprawę. Wszystko by było w porządku ale… rozprawa jest w Mławie o 9 rano!
Gdyby w tym sądzie siedział ktoś myślący to zwróciłby uwagę na miejsce
zamieszkania świadka i dałby czas na dojazd, nie wspominając o kosztach. Po co
te wcześniejsze zeznania? Przecież to wszystko wymaga czasu i generuje koszty,
także dla państwa. Co więcej – sąd nie zwraca kosztów podróży, chyba, że
pojedzie się pociągiem lub autobusem, ani tym bardziej ewentualnego noclegu, jeśli
taki jest potrzebny. Pomijam tu oczywisty brak, ze strony sądu, zainteresowania sytuacją świadka - jaką ma pracę, skąd i jak musi dotrzeć na rozprawę, czy ma rodzinę (np. dzieci, którymi musi się opiekować) etc. Jesteś świadkiem - masz być do dyspozycji...
Wniosek: identyczny jak powyżej. Dodatkowo – poza płaceniem
podatków, musimy sponsorować państwo na każdym kroku, np. płacąc za
przejazdy, noclegi etc.
Obrazek trzeci.
Jedna osoba z mojej rodziny uczestniczy jako świadek w sprawie
karnej. Toczy się ona od 5 lat i osoba ta musi co jakiś czas stawiać się w
sądzie, tylko po to aby powiedzieć, że podtrzymuje zeznania. Znów zabierany
jest czas, pieniądze i fundusze państwowe. Nie sposób przy okazji wyrazić
stosunku i sposobu traktowania świadków czy podsądnych tudzież poszkodowanych
przez Wysoki Sąd – protekcjonalizm, niemilstwo, brak empatii etc.