Nie jestem specjalistą od spraw wschodnich, jednak media tyle o tym trąbią, że jako statystyczny Polak, znający się na wszystkim, i ja postanowiłem co nieco skrobnąć w temacie.
Zadziwiające jest, że (niemal) wszystkie media w Polsce mówią w temacie Ukrainy to samo. A jak wszystkie media są ze sobą zgodne "wiedz, że coś się dzieje".
O sprawie przypomniał mi we wtorek widok zdjęć zamordowanych na Majdanie, kwiatów i zniczy pod tablicą ku czci ofiar Wielkiego Głodu, która znajduje się przy Cerkwi Greckokatolickiej w Krakowie. Poległych żal. Każda śmierć to tragedia. Zwłaszcza, że doniesienia o ich śmierci przypominają nasze lata 1970 czy 1981.
Jest jednak kilka wątpliwości, które mną targają w kwestii Ukrainy, i które nie dają mi spokoju. Może fakt, że jestem „wyznawcą” realpolitik i takie, „romantyczne”, zrywy budzą moją, daleko posuniętą, ostrożność i obawę, powoduje, iż patrzę na to trochę chłodniejszym okiem.
O co właściwie chodzi walczącym? I jaki interes ma Rzeczpospolita, żeby się w tę rewolucję angażować?
Ale od początku.
1. Julia Tymoszenko. Można powiedzieć, że spiritus movens obecnych zamieszek. To przez domaganie się jej zwolnienia przez Unię, jako warunku wstępnego rozmów, prezydent Janukowycz zwrócił się ku Rosji. Wszyscy wiedzą, że była premierem i że siedzi w więzieniu, a właściwie koloni karnej. Tymoszenko to też jedna z ikon”pomarańczowej rewolucji”, ale i skazana za defraudację i szkody jakie Ukraina poniosła w związku z niekorzystną umową z Rosją. Podejrzana jest także o zlecenie zabójstwa. Nigdzie nie znalazłem żadnego, nawet pośredniego dowodu niesprawiedliwości czy bezprawności postępowania wobec niej. Działania polityczne Europy w tej sprawie przypominają mi reakcje władców europejskich na rewolucję antyfrancuską w 1789 r. Początkowe zadowolenie z osłabienia jednego z najpotężniejszych państw kontynentu, wraz ze ścięciem Ludwika XVI ustąpiło miejsca strachowi, ze u nich może dojść do tego samego. Tu chyba jest podobnie - obawa przed niebezpiecznym precedensem - rządzący Europą boją się, że ktoś może się upomnieć o ich głowy.
2. Zadziwia mnie zbieranina polityczna na tzw. Euromajdanie. Zwolennicy Unii protestują razem z różnej maści nacjonalistami, Banderowcami etc. Czy oni też chcą wejść do struktur unijnych? Jaki interes mają nasi „prawicowi” politycy w pozowaniu na tle flag nacjonalistów, dla których mordercy Polaków na Wołyniu to bohaterowie? Nie odmawiając, bowiem, braciom Kaczyńskim patriotyzmu i dobrych chęci (choć już realizacja budzi sporo sprzeciwu) dwóch rzeczy im zapomnieć nie mogę - odpuszczenia sprawy Jedwabnego oraz przemilczanie tragicznych zbrodni na Kresach (zwłaszcza na Wołyniu) na rzecz poprawnych stosunków z Ukrainą. I nadal nic się nie zmieniło. Niestety.
3. Pomimo, że sami, na co dzień, doświadczamy „dobrodziejstw” Związku Socjalistycznych Republik Europejskich - od gospodarki począwszy (zamykanie zakładów, paraliż rybołówstwa), poprzez idiotyzmy konsumenckie (żarówki, wędzona kiełbasa) po kwestie światopoglądowe (promocja zabijania nienarodzonych, homoseksualizmu, genderyzm etc.), chcemy w to bagno wciągnąć Ukrainę. Jak to jest, że dziennikarze i politycy konserwatywni (czy inaczej mówiąc „prawicowi”) z takim zaangażowaniem piętnując działania Unii jednocześnie angażują się na rzecz przyjęcia Ukrainy (i przekonania jej władz do przystąpienia) do Eurosojuza? Parafrazując wicepremierę (nb. applowski Pages mi to podkreśla) Sorry, ale wg. mnie nie większej różnicy między Rosją a Unią. I tu i tu bandyctwo tylko na Zachodzie w białych rękawiczkach i z gębą pełną demokracji i wolności, a na Wschodzie w sposób imperialny i turański. Więc jeśli Ukraińcom bardziej opłaca się iść z Rosją to ich sprawa. Ale, jak mniemam, nasi „niepokorni” są zafascynowani ideami Piłsudskiego, które nijak nie przystają do współczesności. Marszałek bowiem, pomijając inne niedociągnięcia Jego planów w polityce międzynarodowej, nie przewidział II wojny światowej, ludobójstwa Ukraińskiego na Polakach i 40 lat komunizmu na tych terenach.
4. Nieodparcie też widzę obraz sprzed wieków. Kiedy na Ukrainie wybuchają rewolucje to najbardziej na tym traci Rzeczpospolita. O Wołyniu już wspominałem, teraz czas na tzw. powstanie, a właściwe bunt Chmielnickiego. Jakie były skutki prób porozumienia, zamiast bardziej zdecydowanych działań? Oderwanie od Rzeczypospolitej części Ukrainy na rzecz Rosji (tu zresztą sami Kozacy dostali nauczkę). Wojna z Rosją. Osłabienie i Potop Szwedzki. Wyniszczenie gospodarcze, utrata rynków zbytu na zboże, rozwój oligarchii magnackiej, osłabianie władzy króla etc. etc.
Miejmy nadzieję, że tym razem skończy się inaczej i Polska nie stanie się ofiarą konfliktu z Rosją, albo nie zostanie Rosji sprzedana przez „przyjaciół” z Unii.
Pożiwiom - uwidim.