Ponieważ zostałem wywołany do tablicy na Facebooku odpisałem i postanowiłem wrzucić to na bloga, odrobinę rozwinąwszy. Mógłbym tu właściwie przedstawić i 20 i 50 książek. Trudno mi było wybrać tylko 10 spośród tych, które jakoś mnie ukształtowały. No więc zaczynamy:
1. Astrid Lindgren „Dzieci z Bullerbyn”. Książka którą pochłonąłem w jeden dzień leżąc na łóżku, po powrocie ze szkoły. A było to gdzieś w pierwszych klasach podstawówki. Do dziś jest ze mną.
2. C.S. Lewis „Opowieści z Narni”. Też gdzieś w podstawówce (na pewno przed 6 klasą bo mieszkając jeszcze w Tychach) „polowałem” wręcz na kolejne tomy wydawane w on czas przez PAX.
3. Alfred Szklarski „Tomek w krainie kangurów” i wszystkie kolejne, ale ten był pierwszy. Pamiętam jeszcze stareńkie wydanie bez okładek, które potem mój brat sam dorabiał. Od tego czasu marzyłem o podróżach. Nie wszystkie marzenia się spełniły, tak, że Tomek cały czas przed mną. Nie przeczytałem dotychczas (choć mam) Tomka u źródeł Amazonki i Tomka w Gran Chaco. Kiedyś przyjdzie czas, że wrócę do całości.
4. Waldemar Łysiak „Napoleoniada”. Trudno mi było wybrać jedna książkę Mistrza bo właściwie wszystkie jego autorstwa kształtowały moje podejście do historii, polityki, sztuki. I choć ostatnimi laty nie zawsze jest nam po drodze, doceniam wkład Cesarza Waldemara w moje życie. Napoleoniada w największym stopniu odzwierciedla wpływ na moje wybory życiowe – studia historyczne i pracę magisterską o Księstwie Warszawskim.
5. J.R.R. Tolkien „Władca Pierścieni”. Pierwszy raz czytałem jeszcze w ostatnich latach podstawówki kanoniczną wersję Skibniewskiej, z ohydnymi ilustracjami. Absolutna klasyka fantastyki w wersji fantasy, ale i coś więcej – książka o odpowiedzialności, przyjaźni, poświeceniu – na wskroś chrześcijańska. I nie zapominajmy ze Tolkien to fajczarz.
6. G.K. Chesterton „Latająca Gospoda”. I tu trudno mi było wybrać jedną pozycję tego autora. Kolejny klasyk, kolejny Brytyjczyk. Niestety trochę zapomniany. Wielbiciel Polski, cygar i whisky, nawrócił się na katolicyzm, ale zawsze pisał z sensem. Nazywany Panem Paradoksem. To właśnie paradoks i absurd najczęściej występują w jego książkach, ukazując w ten sposób porządek i normalność. Żeby to zrozumieć trzeba przeczytać. Wybrałem Latającą Gospodę, bo jest niezwykle na czasie – mówi o wolności i wartościach w czasach postępującej rewolucji politycznej poprawności i multikulti. Piętnuje zwiększające się wpływy islamu…
7. J. A. Zajdel „Limes Inferior”. Najlepsza, moim zdaniem, książka mistrza polskiej s-f. Idealna wręcz antyutopia. Na czas komuny i na czas socjalizmu europejskiego. Nic nie straciła ze swej aktualności.
8. Pismo Święte w przeróżnych formach – od „Poranka niedzielnego” dla dzieci, poprzez „Naszym dzieciom o Biblii” A. de Vries, klasyczne pozycje Daniela Ropsa po Tysiąclatkę i Vulgatę. Chyba nie trzeba wyjaśniać dlaczego to tak ważna książka. I tak sobie myślę, choć już tego nie zmienię, bo miało być spontanicznie, ze powinna się znaleźć na miejscu pierwszym.
9. J. Bator „Wojna Galicyjska”. Kiedy ostygła moja miłość do Napoleona zacząłem coraz bardziej zgłębiać historię „zapomnianej” Wielkiej Wojny, a w niej najbardziej zafascynowała mnie armia austro-węgierska. Ano dlatego, ze znałem ją jedynie z „Dobrego wojaka Szwejka” i „C.K. Dezerterów”. Wojsko to było przedstawiane jako synonim tchórzostwa, bałaganu i wszystkiego co najgorsze. Tymczasem historia przeczy temu obrazowi. Podczas I Wojny Światowej była to jedyna armia, która walczyła na dwóch a nawet trzech frontach (wschodni, serbski, włoski, a także w Rumunii) i na żadnym nie poniosła klęski. Juliusz Bator opisuje wojnę w Galicji pokazując jak naprawdę walczyła armia Cesarza Franciszka Józefa i Cesarza Karola. Ta książka pobudziła moje zainteresowanie tym tematem.
10. Last but not least P. Zychowicz, „Obłęd 44”. Pozycja dla historyka wręcz obowiązkowa, już stała się klasyką. Do jej przyjęcia potrzeba dużo otwartego umysłu i samodzielnego myślenia. Przełom w polskiej historiografii po 89 roku. Wbrew opiniom tych co nie czytali, albo zbyt emocjonalnie podchodzą do historii, nie obraża Powstańców, ale składa im hołd nie uciekając jednak od trudnych tematów – czy rzeczywiście trzeba było, kto o tym zdecydował i czy faktycznie była to decyzja słuszna.
Do tych 10 niestety nie zmieściły się inne bardzo ważne dla mnie książki:
- Umberto Eco „Imię róży”, „Wahadło Foucaulta”, „Wyspa dnia poprzedniego”. Wiem, że lewak, że błędnie opisuje Bernarda Gui, i znam wszystkie zarzuty. Jednak niezwykle sprawny i wymagający autor. Tajne spiski, czy postrzeganie czasu i winy. Warto czasem wysilić mózgownicę i przemyśleć pewne sprawy.
- Philip K. Dick „Człowiek z wysokiego zamku”. Pierwsza książka Dicka, jaką miałem w rękach i najlepsze ujęcie rzeczywistości równoległych.
- Aldous Huxley „Nowy wspaniały świat”. Kolejna antyutopia, która spełnia się na naszych oczach. Dużo lepsze niż „Rok 1984” Orwella, bo nie tak przegadane. Ale obydwie trzeba znać.
- Izaak Asimov „Fundacja” i kolejne tomy sagi o fundacji. Świetnie uchwycony świat przyszłości, a może równoległy? Opisuje procesy historyczne i filozoficzne i ich wpływ na ludzkość. Bardzo dobrze opisany fenomen manipulacji.
- Frank Herbert „Diuna” i jej kolejne tomy. Opowieść o terraformowaniu i uczłowieczaniu, także w złym tego słowa znaczeniu, innych światów. Potężne dzieło ze szczegółowymi opisami stworzonego uniwersum. Taki Tolkien w przyszłości.
- Romano Amerio „Iota Unum”. O zmianach wprowadzonych po Soborze Watykańskim II. Dzieło ogromnie ważne dla każdego świadomego katolika, który chciałby zrozumieć to co dziś dzieje się w Kościele. W formie katechizmowej, w punktach autor opisuje wszystkie błędy popełnione w okresie posoborowym, co rozmyło naukę Kościoła i miało w wielu miejscach tragiczne skutki.
Mógłbym tak jeszcze bardzo długo wymieniać, więc tylko krótko autorzy: Artur Conan Doyle, Edmund Niziurski, Hanna Ożogowska, Zbigniew Nienacki, Dietrich von Hildebrand, ks. Michał Poradowski, Rafał A. Ziemkiewicz, Jacek Komuda, Andrzej Pilipiuk.
Smacznego!