Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książki. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 1 lipca 2019

Kiedy zakażą „Dzieci z Bullerbyn”? A może już zakazali?…


Długo mnie nie było, ale wróciłem, mam się dobrze i wracam do pisania. Zainspirowany przez moich synów zacząłem ostatnio wracać do książek z dzieciństwa. „Chłopcy z Placu Broni”, „Mr. Hopkins wnuk Sherlocka”, „Dzieci z Bullerbyn”. 

Po latach czyta się te teksty zupełnie inaczej, co jest zrozumiałe ze względu na doświadczenia naszego naszego życia. Niestety spojrzenia na lektury z dzieciństwa zostało też „spaczone” przez rewolucję kulturalną, która przetacza się przez świat od 1968 roku. Dlatego podczas czytania książki autorstwa Astrid Lindgren zadałem sobie pytanie - kiedy obrońcy poprawności politycznej zakażą tej publikacji. A może coś mnie ominęło i już jest zakazana w rodzimej Szwecji? W końcu Pipi juz jest na cenzurowanym ze względu na słowa o murzynie. A „Dzieci z Bullerbyn” są jeszcze bardziej niepoprawne, ba, wręcz konserwatywne. I to już od drugiego zdania:
„Nazywam się Lisa. Jestem dziewczynką, to chyba od razu widać z imienia.”
A gdzie prawo wyboru płci i imienia? Notabene zmienianie imienia przez osoby, które czują się uwięzione w innym ciele jest zaprzeczeniem genderyzmu - jeśli bowiem płeć jest li tylko kulturowa, to co za różnica czy masz na imię Krzysztof czy Anna?
Wróćmy jednak do meritum. Po pierwszych zdaniach jest jeszcze gorzej (oczywiście w znaczeniu political correctness). Normalne, patriarchalne, rodziny z, co najmniej, dwójką dzieci. Są święta chrześcijańskie (Boże Narodzenie i Wielkanoc), a nawet chrzest małej siostrzyczki Olego. Jest szacunek dla starszych - Dziadunio, którego nikt nie zamierza oddawać do domu starców, a tym bardziej uśmiercać, choć już prawie nie widzi i nie rusza się ze swego pokoju.
Fakt, że wszystko to opowiedziane jest z punktu widzenia dziecka, spłaszcza wymowę tych wydarzeń, ale ich nie umniejsza. Widać, ze są niezwykle ważne dla tamtej społeczności. W przypadku relgii mamy do czynienie z jakąś, nieokreśloną bliżej, formą protestantyzmu (zapewne luterańską), ale jednak chrześcijaństwo. 
Książka została napisana w roku 1947. Ile się zmieniło przez te ponad 50 lat. Wolę jednak ten świat z „Dzieci z Bullerbyn” niż współczesny mieszający dobro ze złem.

poniedziałek, 25 marca 2019

Dwie wizje Apokalipsy


Jakiś czas temu przeczytałem, jedna po drugiej, dwie książki ukazujące wizję Końca Czasów. „Epokę Antychrysta” Pawła Lisickiego oraz „Władcę świata” Roberta Hugh Bensona.


Obydwie książki mówią w zasadzie o tym samym. Jak nietrudno się domyślić o Końcu Czasów i powtórnym przyjściu Chrystusa. Ale jakże inaczej są te czasy opisane.
Książka Bensona, napisana w 1907 roku poraża niesamowitą aktualnością, przenikliwością i profetyzmem. Nie jest to prosta fantastyka naukowa, jak u Verna. Tu właściwie wszystko jest takie jak dziś. Samoloty są standardowym środkiem transportu na duże odległości. Samochody na mniejsze. Ale poruszają się po kilkupasmowych autostradach. To tylko przykłady z rozwoju techniki przewidziane przez Autora. Ale jeszcze większe wrażenie robią opisy stosunków społeczno-politycznych. Zjednoczona Europa ze swoim prezydentem. Prześladowanie chrześcijaństwa. To wszystko jest w książce Bensona. Fabuła książki jest wielowątkowa, ale skupia się na dwóch elementach w sposób szczególny. Pierwszym jest historii ostatniego papieża, drugim historia rodziny ważnego brytyjskiego polityka. To z ich perspektywy poznajemy i obserwujemy świat przy Końcu Czasów. Jest to wizja pesymistyczna, ale jednak ze światełkiem nadziei. A symbolem jest wierność ostatniego papieża. Do końca. Nie jest to lektura lekka i łatwa, a na pewno nie przyjemna. Są momenty wymagające od czytelnika pewnej erudycji i cierpliwości. Ale dzięki temu nie jest to to zwykła fantastyka, ale przypowieść filozoficzna i teologiczna. O wierności, o poszukiwaniu Boga, o odrzuceniu Go i o Antychryście. Zdecydowanie polecam zapoznanie się z tym dziełem, bo warto. Bo pobudza do zastanowienia nad kondycją i przyszłością, nie tylko świata, w którym żyjemy, ale także nas samych.
Jakże inna jest książka Pawła Lisickiego. Niezwykle cenię Go jako publicystę. Jego „Luter” to majstersztyk, a „Krew na naszych rekach?” konieczna do przeczytania. Jedna w formie powieściowej Autor się nie sprawdza. Kluczem „Epoki Antychrysta” jest, jakże odmienna od fabuły Bensona, niewierność papieża Judasza, który staje się tytułowym Antychrystem. Jego celem jest udowodnienie, że Zmartwychwstanie nie miało miejsca, a, co za tym idzie, zlikwidowanie chrześcijaństwa. Jest to powieść beznadziejna. I nie chodzi tylko o styl czy intrygę. Chodzi o wydźwięk. Nie ma nawet garstki wiernych. Ci co się pojawiają na kartach książki, szybko zostają wyeliminowani fizycznie. Ale, niestety, nie tylko ogólny nastrój książki jest taki, ale całość. Czyta się to trochę jak powieścidło ze straganu z tanią książką. Fabuła jest szczątkowa - większość książki zajmuje opis świata przedstawionego. Jest to zrobione na sposób publicystyczno-dziennikarski. Brak temu tekstowi finezji czy niuansów. Jest to jak walenie młotem w ścianę. Obuchem po głowie. Coraz gorsi papieże następujący po Franciszku systematycznie odchodzą od doktryny Kościoła, wprowadzając doń coraz nowe elementy zgodne ze światowymi trendami. Aż na koniec przychodzi papież Judasz. Nawet imiona i nazwiska w powieści Lisickiego muszą „walić po oczach” nieprawowiernością lub wprost przeciwnie. Papież Judasz już się pojawił w moim tekście, poza tym mamy „kardynałkę” Bigośnicki, szef klinik eutanazyjnych nazywa się Gooddeath, wykłądowca teologii to Arschloch Rahnerung Marx (wyjaśnienie dla „niekumatych”: Arschloch to - delikatnie - Dupek, Rahnerung - nawiązanie do Rahnera i Junga oraz Marx do wiadomo kogo oraz obecnego niemieckiego kardynała). Jedyna, w miarę, pozytywna postać w komisji mającej udowodnić brak Zmartwychwstania, nazywa się Jesus Maria Ressurrection. A to tylko kilka przykładów - można ich znaleźć więcej. Szczerze mówiąc podczas czytani powieści czułem zażenowanie, że ktoś tak wybitny jak Paweł Lisicki mógł stworzyć coś tak słabego. I jeszcze zgodzić się na druk. Szkoda

niedziela, 28 stycznia 2018

Podsumowanie wyzwania czytelniczego

Do wyzwania czytelniczego, ogłoszonego na Fb przez księgarnie Selkar przystąpiłem z wielką nadzieją. Przeczytanie 50 książek w rok nie powinno stanowić problemu. A jednak…


Ostatecznie udało się przeczytać 34 książki, z których kilkanaście opisałem na niniejszym blogu. Być może nie jest to zaskakująca liczba i mógłbym przeczytać więcej, ale… Nie wszystkie książki były lekkie, łatwe i przyjemne. Niektóre wymagały wiele wysiłku podczas czytania. Ponadto czytam wiele prasy - tygodnik, dwa miesięczniki, kilka dwumiesięczników lub kwartalników. Może ktoś uzna to za wymówki - i ma rację. Sam siebie tłumaczę i pocieszam w ten sposób.
Teraz kilka słów o przeczytanych tytułach, które nie znalazły się w poprzednich posatch. Zaczynamy!

15/50 S. Beckett, Zimne ognie oraz 30/50 S. Beckett, Niespokojni zmarli 
Simon Beckett to autor thrillerów i kryminałów. Pierwsza pozycja to thriller psychologiczny, z niezłą fabuła i zwrotami akcji ale… przewidywalny. Niespokojni zmarli to kolejna część serii o antropologu sądowym Davidzie Hunterze. Niestety po przeczytaniu poprzednich części ta staje się trochę nudna. Powtarzają się bowiem motywy - zła pogoda, odludne połacie wysp brytyjskich, tajemnice miejscowych, ciągłe odwoływanie się do intuicji, która jednak zwykle się spóźnia etc. Warto przeczytać, ale nie należy zbyt wiele oczekiwać po tych lekturach.
16/50 P. Corso, Podziemne miasto, 17/50 P. Corso, Miasto złodziei, 18/50 P. Corso, Miasto z gliny
Seria, skierowana raczej do młodego czytelnika, o poszukiwaczu skarbów - amatorze, który współpracuje z rządową agencją w celu odzyskiwania dóbr kultury. Taki trochę współczesny Pan Samochodzik, tylko mniej uładzony. Niezła rozrywka.
9/50 A. Pilipiuk, Największa tajemnica ludzkości
Najsłabsza książka Pilipiuka jaką czytałem. Dobrze, że jej nie ciągnął dalej, choć z fabuły wynika, że takowy ciąg dalszy miał być. Warto przeczytać, żeby zobaczyć, że nawet Pierwszy Grafoman Rzeczypospolitej stworzył gniota.
20/50 N. Gaiman, Na szczęście mleko
Świetna książka dla dzieci i młodzieży. Super zabawa, specyficzny humor i fantazja znanego, raczej z twórczości dla dorosłych, autora. Polecam!
21/50 P. Pizuński, Sekretne sprawy Krzyżaków
Książka historyczna, popularna. Ciekawostki o zakonie Krzyżackim. Dla lubiących historię średniowiecza pozycja konieczna. 
22/50 A. Pilipiuk, Wilcze leże
Kolejny zbiór opowiadań bezjakubowych jednego z moich ulubionych autorów. Ja to po prostu uwielbiam i nie potrafię mieć zastrzeżeń.
23/50 A. Christie, Wczesne sprawy Poirota
Opowiadania o drugim najsłynniejszym detektywie na świecie.
24/50 J. Łątka, Oskarżam arcyksięcia Rudolfa
Niezwykle ciekawa książka dotycząca zagadkowej śmierci Arcyksięcia Rudolfa, jedynego syna Franciszka Józefa. Łątka nie tylko przedstawia fakty, ale także watpliwości oraz próby rozwiązania zagadki. Obowiązkowe dla wszystkich wielbicieli Austro-Węgier i monarchii Habsburgów.
26/50 R. A. Ziemkiewicz, Złowrogi cień Marszałka
Nadzwyczajna książka. Próba odbrązowienia postaci Piłsudskiego, ale też ukazania jak ta wizja mitycznego Marszałka wpływa na współczesną politykę polskiej prawicy. Okazuje się, że Ziuk nie był Aniołem i Bogiem w jednym. Miał dużo wad i popełniał wiele błędów. Najgorsze jednak, ze był, wbrew mitowi, bardzo małostkowy i nieprzewidujący. Dla mnie, było nie było historyka (trochę wstyd), największym zaskoczeniem było odkrycie, że Piłsudski nie był żołnierzem. Nie miał ani formalnego wykształcenia ani doświadczenia. Bo przez całe życie do czasu legionów był działaczem partyjnym. Dlatego Austriacy stworzyli dla niego, nieistniejący w KuK Armii, stopień brygadiera. Dużą wadą tej pracy jest brak przypisów (ta sama bolączka co u Zychowicza). Rozumiem, że to bardziej publicystyka i popularyzacja, ale jednak źródła by się przydały, żeby można było sobie samemu zweryfikować.
27/50 G. Górny, J. Rosikoń, Tajemnice Fatimy. Największy sekret XX wieku
Zdumiewająca i uderzająca książka. Opisuje wydarzenia, które miały miejsce w Portugalii przed stu laty. Ale też wpływ objawień na późniejsze czasy. Albo raczej wpływ niewiary i braku odpowiedzi wielu ludzi na wezwanie Maryi. Książka pięknie wydana i warto ją mieć i czytać. A przede wszystkim odmawiać różaniec.
28/50 red. W. Sedeńko, Przedmurze. Antologia polskiej fantastyki
Zbiór opowiadań fantastycznych nawiązujących do współczesności, tak w wymiarze polityczno-społecznym  jak i technologicznym. Warto zobaczyć, jak, przez pryzmat naszych czasów, przyszłość widzą autorzy SF. Zwłaszcza, że opowiadania te napisane zostały specjalnie do tej publikacji.
29/50 Ch. Bukowski, Szmira
Ostatnia powieść Bukowskiego. To właściwe opis zmagań człowieka z nałogiem alkoholowym pod płaszczykiem kryminału w stylu noir.
31/50 J. Komuda, Samozwaniec. Moskiewska ladacznica 
No, po prostu Komuda. Czyli świetnie i ze szczegółami opisana sfabularyzowana historia Polski. Dużo krwi, tchórzostwa i bohaterstwa na miarę XVII wieku. Nie można pominąć.
32/50 W. Willmann, Wspomnienia wojenne lotnika
Wspomnienia lotnika z armii austro-węgierskiej z czasów Wielkiej Wojny. Trochę zawód bo miałem nadzieję, ze będzie więcej o I Wojnie w powietrzu, a tu przeważają anegdoty z ziemi. Ale warto poznać tamte czasy od strony zwykłego żołnierza.
33/50 W. Łysiak, Żołnierz
Początkowo chciałem popełnić oddzielny wpis dotyczący tej książki. Jednak właściwie nie ma o czym pisać. Niestety mój idol lat młodzieńczych - nietuzinkowy pisarz i publicysta coraz bardziej rozmienia się na drobne. W tym dziełku i tak, porównując do kilku wcześniejszych pozycji, jest mało Łysiaka w Łysiaku, ale też nie ma żadnej wartości dodanej. Trochę to popłuczyny po Konkwiście i Kielichu, które były zdecydowanie lepsze. I język i intryga i filozofowanie głównego bohatera nie porywają. Jeśli zna się wcześniejsze książki Baldheada, to nic nas nie zaskoczy. A szkoda. Cały czas czekam na coś na miarę Wysp Zaczarowanych tudzież Statku.
34/50 J. Verne, Wąż morski
Rozrywka, ale na najwyższym, XIX wiecznym, poziomie. Książka, która pokazuje, że to co dziwne nie musi być wcale nadnaturalne. Zdecydowanie warto przeczytać bo niezwykle wciąga, ale… ja nie jestem tu wiarygodny, bo twórczość Verna był zawsze dla mnie niezwykle ważna. 

sobota, 9 grudnia 2017

(14/50) Ł. Adamski, Bóg w Hollywood

Wydawało się, że książka będzie ciekawym studium obecności tematu Boga w amerykańskiej kinematografii, ze szczególnym uwzględnieniem wpływu religii na, niektóre, gwiazdy. Niestety - zawiodłem się.


Autora znam (nie osobiście, ale z łamów czasopism) i cenię, choć nie zawsze podzielam opinie. Zachęcony opisem na tyle okładki, kupiłem książkę podczas wakacji. Niestety, okazało się, że nie jest ona tym co oczekiwałem. Adamski bowiem doszukuje się obecności Boga nawet tam gdzie jawnie z Niego kpią. Wydaje się, że patrzy przez, bardzo zaciśnięte, palce na działalność Hollywoodu, dzielnie tłumacząc nawet filmy w stylu „Dogmy”. Dopatruje się w nich chrześcijaństwa, czy szerzej, religijności, choć niektóre są zdecydowanie antyreligijne. W przeszłości wielokrotnie nie zgadzałem się z opiniami autora, ale tym razem, to jest pomieszanie z poplątaniem. Moim zdaniem Adamski, przy całej swej erudycji, wiedzy i sprawności, niestety nie odróżnia dwóch zbliżonych, ale jednocześnie odległych motywów działania artystów. A mianowicie religijności, wynikającej z osobistego spotkania z Bogiem (nawet jeśli Jego obraz jest niedoskonały) oraz wpisanej w tożsamość kultury, jak to się zwykło nazywać, judeochrześcijańskiej w której kształtowani byli twórcy filmowi. Bowiem fakt, że jakieś elementy tej tożsamości pojawiają się w twórczości nie ma nic wspólnego z obecnością w niej Boga.

piątek, 24 listopada 2017

(12/50) W. Drewniak, Historia bez cenzury

Świetna lektura dla nastolatka, który chce poznać historię. Albo trochę ciekawostek z historii. I nie widział kanału na YouTube.


Jednak dla kogoś, takiego jak niżej podpisany (albo wyżej) czyli ja to nic nadzwyczajnego. Jeśli bowiem ktoś ma do czynienia z historią na codzień, a czasem nawet na conoc, to niczego odkrywczego do - fenomenalnego, skądinąd, Wojtka Drewniaka się nie dowie. Ale czego się spodziewać po dziełku mającym popularyzować moją ukochaną naukę (sorry fizyko!).
Jednak jeśli ktoś historii liznął był w gimnazjum (lub w przypadku osób bardziej wiekowych w podstawówce) i chce się rozerwać, a przy okazji czegoś dowiedzieć - to polecam całym sercem. 
Jednak na dwie rzeczy musze zwrócić uwagę, bo może z tych kilkunastu wejść na mojego bloga, dwa to osoby nie z rodziny, i czegoś się dowiedzą. Otóż nie podzielam zachwytu Autora Historii bez cenzury nad Piłsudskim (bliższa mi jednak ocena autorstwa mojego imiennika o inicjałach RAZ). Po drugie drażni wielce maniera pisania „jakby się mówiło”. To jednak inny sposób wyrażania myśli, a ja czytając książkę, cały czas słyszałem charakterystyczny tembr głosu Wojtka Drewniaka. Bo tak jest ona napisana, i jeśli ktoś jest przyzwyczajony do języka literackiego a nie „mówionego”, będzie miała momentami zgrzyt w myślach.

poniedziałek, 30 października 2017

(9,10,13/50) CS Lewis, Trylogia Kosmiczna

A tak konkretnie to: „Z milczącej planety”, „Pereleandra” oraz „Ta straszna siła”


Trzy książki, połączone jednym bohaterem, pewnymi wątkami i postaciami, a, przede wszystkim, Maleldilem. Tak na prawdę, głęboki traktat filozoficzny i teologiczny. 
Lewis tworzy w trylogii wizję wszechświata zamieszkanego przez różnego rodzaju stworzenia - cielesne i duchowe. Nad wszystkim czuwa stworzyciel i Pan Maleldil. Dr Elwin Ransom - lingwista - trafia, dość przypadkowo na Marsa zwanego Malakandrą. Zostaje tam zabrany przez jego znajomych, którzy jednak ukrywają prawdziwe cele wyprawy. Na miejscu Ransom uwalnia się i poznaje kilka gatunków? ras? Istot zamieszkujących tę planetę. Poznaje ich życie, zwyczaje i religię. Dzięki temu dowiaduje się m.in., że Ziemia, nazywana jest Milczącą Planetą gdyż opanowana została przez złe eldile - swego rodzaju duchy opiekuńcze (anioły?) planet. Na Malakndrze poznaje jednego z nich i zostaje odesłany na ziemię, z pewną misją, której jeszcze nie jest świadom. Ponadto ratuje Marsa przed wykorzystaniem przez opętanych złymi uczuciami ludzi. W tej części Lewis nakreśla swoją kosmologię i teologię. Jest to najbardziej „fantastyczna”, w znaczeniu sci-fi, a najmniej filozoficzno-teologiczna część.
W drugiej części, misja Ransoma, zostaje, w części, ujawniona. Zostaje on zabrany przez elendile na Wenus (tu Pereleandra), aby zapobiec poddaniu się pierwszej pary mieszkańców planety, kuszeniu przez złego. Zły elendil wykorzystuje ciało jednego z poznanych w pierwszej części złych ludzi, aby przybyć na Wenus i namawiać tamtejszą pierwszą kobietę do przeniesienia się na stały ląd, co zostało zakazane przez Maleldila. Proces kuszenia oraz próby minimalizowania jego wpływów przez Ransoma, a następnie fizyczną walkę bohatera ze złem wykorzystuje Lewis do zaprezentowania traktatu filozoficznego o wolności, grzechu, ograniczeniach, dobru-złu i wielu innych ontologicznych sprawach. Największym, dla mnie problemem, był fakt, że co prawda kuszenie się nie udało bo Ransom wyeliminował wroga fizycznie, ale w ten sposób Wenus została pozbawiona możliwości Odkupienia. I to mi się w tej teologii nie zgadza. Bo wydaje się, że celem Autora, nie było stworzenie jakiejś nowej koncepcji teologicznej, ale zaprezentowanie chrześcijańskiej antropologii i genezy grzechu i wolności. A może jednak się mylę? Może Lewis chciał pokazać jakiś ideał, utopię, świat bez grzechu, gdzie ze złem walczy się fizycznie i fizycznie się je eliminuje. Nie wiem, może za głupi jestem żeby zrozumieć Autora Opowieści z Narni. Walka ze złem nie pozostaje jednak bez wpływu na Ransoma. Nawiązując do Ewangelii o Niewieście, która zmiażdży głowę węża, a ten zmiażdży Jej piętę, a którą to Niewiastę utożsamia teologia z Maryją, Lewis opisuje ranę, jaką otrzymuje bohater książki, właśnie w piętę. Nie wiem czy jako anglikanin Lewis chce tu troszkę uszczypnąć katolików, czy po prostu podążył ścieżką skojarzeń, ale rana ta jest nieuleczalna i wpływa na stan zdrowia Ransoma, także w trzeciej części trylogii.
Trzecia i ostatnia część, najbardziej „fantasy” opisuje ostateczną walkę między ludźmi opętanymi przez złe elendile a grupką wiernych Maleldilowi skupioną wokół Ransoma. Ta książka, najdłuższa, najbardziej rozbudowana ukazuje z jednej strony cele złych elendilów, z drugiej zaś różne postawy ludzi wobec zła. Jedni się mu poddają. Inni są jego narzędziami i blisko współpracują. Jeszcze inni, zachowując sensus fidei, zauważają, że „jest coś nie tak”i szukają odpowiedzi. Ostateczne zwycięstwo należy do … Kto przeczyta ten zobaczy. W tej części ważną postacią staje się czarodziej Merlin. Autor Pakamerii przypomina tutaj jeden z mitów arturiańskich, w którym to Merlin jest w rzeczywistości jednym z pierwszych chrześcijan, tu - wyznawców Maleldila i jego sługą.
Warto przeczytać trylogię. Nie jest to prosta, łatwa i przyjemna lektura. Ale daje sporo do myślenia i pobudza do poszukiwania odpowiedzi na ważne pytania, również teologiczne. Jednak jeśli ktoś się spodziewa Narni w kosmosie to się zawiedzie.

poniedziałek, 2 października 2017

(25/50) L. E. Dufaur, La Salette. Wezwanie do nawrócenia

Tym razem trochę przeskoczyłem z czytanymi książkami. Chciałem jednak wspomnieć o czymś co zrobiło na mnie ogromne wrażenie. O, trochę zapomnianych, objawieniach w La Salette.


19 września obchodzimy wspomnienie Matki Bożej z La Salette. W związku z tym sięgnąłem po książkę, która miałem na półce, gdyż nigdy nie zagłębiłem się w temat tych objawień. 
Było to dość „dziwne” zdarzenie. Dwoje młodych ludzi - Melania i Maksymin zauważa siedzącą, płaczącą Maryję, która następnie zbliża się do nich i rozmawia przekazując sekret.
Porażające jest to, co mówi dzieciom Matka Boża, ale zanim do tego wrócę, kilka słów o losach widzących. Otóż Melania wstąpiła do zakonu, ale nie dopuszczono jej do ślubów, które mogła złożyć dopiero u karmelitanek w Darlington. Nie zagrzała jednak tam miejsca, gdyż jej rodzice się rozwiedli co doprowadziło do załamania nerwowego. Przenosiła się do Marsylii, potem żyłą samotnie i pobożnie pod opieką biskupa Petani we Włoszech, jakiś czas była u matki we Francji a po jej śmierci ponownie w Madrycie, a pod koniec życia znów we Włoszech. Wedle relacji pierwsze niedopuszczenie do ślubów spowodowane było upartym głoszeniem orędzie Matki Bożej z La Salette. Podobne szykany dotknęły Maksymina, który został wyrzucony z seminarium duchownego, gdyż nie chciał ogłosić, ze objawianie było zmyślone. Zmarł w opinii świętości w miejscu urodzenia, ale jego życie było pełne cierpienia.
Matka Boża, jak zwykle podczas objawień prosiła o pokutę, nawrócenie i modlitwę. Zapowiedziała klęski żywiołowe, które dosięgły Francję w XIX w. Ale najbardziej przejmujące są te słowa, które cytuję na koniec mojego wpisu:

Kapłani – słudzy mojego Syna, kapłani – przez swoje złe życie, przez brak uszanowania i pobożności w celebrowaniu świętych tajemnic, przez miłość do pieniędzy, przez upodobanie w honorach i przyjemnościach; kapłani stali się naczyniami nieczystości.
Tak, stan kapłański woła o pomstę i pomsta jest nad ich głowami. Biada kapłanom i osobom poświęconym Bogu, którzy przez swoją niewierność i złe życie krzyżują mego Syna po raz wtóry! Grzechy osób poświęconych Bogu wołają o pomstę do Nieba i teraz pomsta stoi już w ich drzwiach. Nie ma już nikogo proszącego o miłosierdzie i przebaczenie dla ludzi, nie ma już szczodrych dusz, nie ma już nikogo godnego składania nieskalanej Ofiary Przedwiecznemu w imieniu świata.
Bóg uderzy w niespotykany sposób. Biada miszkańcom Ziemi. Bóg wyleje swój gniew i nikt nie będzie w stanie uciec od tylu nieszczęść jednocześnie.
Kierownicy i przywódcy ludu Bożego zaniedbali modlitwę i pokutę, szatan zaćmił ich umysły; stali się oni tymi zbłąkanymi gwiazdami, które dawny diabeł pociągnie swoim ogonem na zagładę. Bóg pozwoli starożytnemu wężowi posiać rozłam pomiędzy władcami, we wszystkich społecznościach i rodzinach – będą cierpieć męki zarówno fizyczne, jak i moralne. Bóg pozostawi ludzi samymi sobie i będzie zsyłał kary jedną po drugiej przez ponad 35 lat. Ludzkość znajdzie się w przededniu najbardziej przerażających plag i wielkich wydarzeń; musi oczekiwać, że będzie rządzona rózgą żelazną i pić kielich Bożego gniewu. (…)
W roku 1864 Lucyfer razem z wielką liczbą diabłów zostanie uwolniony z piekła. Stopniowo niszczyć będą Wiarę, nawet osoby poświęcone Bogu tak oślepną, że bez specjalnej łaski osoby te przyjmą ducha tych złych aniołów. Wiele domów duchownych straci Wiarę zupełnie i spowoduje potępienie wielu dusz.
Złe książki będą rozprzestrzeniać się po Ziemi, a duchy ciemności będą wszędzie szerzyć rozprężenie w rzeczach dotyczących służby Bożej. Będą one miały wielką władzę nad naturą, będą też kościoły do służby tym duchom. Ludzie będą przenoszeni z miejsca na miejsce przez te złe duchy, nawet kapłani, ponieważ nie będą oni żyć zgodnie z duchem Ewangelii, który jest duchem pokory, miłosierdzia i gorliwości dla chwały Bożej. Zmarli i sprawiedliwi będa wskrzeszeni (to znaczy, że ciała te będą przybierać postać sprawiedliwych, którzy niedawno żyli na ziemi – aby łatwiej zwodzić ludzi. Ci tzw. zmartwychwstali zmarli, którzy nie będą niczym więcej niż diabłami pod ich postacią, będą głosić inną ewangelię, sprzeczną z prawem Jezusa Chrystusa, przecząc istnieniu Nieba; o ile nie będą oni de facto duszami potępionych. Wszystkie te dusze pojawią się łącząc się ze swymi ciałami – przyp. Melanii). Na każdym miejscu dziać się będą nadzwyczajne cuda, gdyż prawdziwa Wiara została stłumiona i fałszywa światłość oświetla świat.
Biada książętom Kościoła, którzy zajmować się będą wyłącznie dodawaniem bogactw do bogactw, zabezpieczaniem władzy i obnoszeniem swojej pychy.
Wikariusz mojego Syna będzie musiał wiele wycierpieć, bo przez pewien czas Kościół poddany będzie wielkim prześladowaniom; będzie to czas ciemności – Kościół będzie przechodził straszliwy kryzys.
Zapominając o Wierze świętej każdy człowiek będzie chciał sam soba kierować i wynosić się ponad innych, równych sobie. Świeckie i kościelne władze będą obalone, wszelki porządek i sprawiedliwość będą zdeptane. Widać będzie jedynie morderstwa, nienawiść, zazdrość, kłamstwo i nieład, bez miłości ojczyzny i rodziny.
Ojciec Święty będzie bardzo cierpiał. Będę z nim aż do dopełnienia się jego ofiary. Źli będą wielokrotnie nastawać na jego życie; nie będą oni w stanie skrócić jego dni, ale ani on, ani jego następca nie zobaczą tryumfu Bożego Kościoła.
Wszystkie władze świeckie będą miały ten sam cel – obalić i doprowadzić do zaniku wszelkich zasad religijnych, torując drogę materializmowi, ateizmowi, spirytyzmowi i występkom wszelkiego rodzaju.
W roku 1865 obrzydliwość widziana będzie w świętych miejscach, w klasztorach kwiaty Kościoła zginą i diabeł stanie się królem wszystkich serc. Niech ci, którzy są kierownikami wspólnot zakonnych mają się na baczności odnośnie osób, które przyjmują. Diabeł użyje całej swej złości, aby wprowadzić do zakonów osoby oddane grzechowi, by nieporządek i zamiłowanie do cielesnych przyjemności rozprzestrzeniały się po całej Ziemi.
Francja, Włochy, Hiszpania i Anglia toczyć będą wojnę, krew płynąć będzie ulicami. Francuz będzie walczył z Francuzem, Włoch z Włochem, wybuchnie wojna powszechna, która będzie przerażająca. Przez pewien czas Bóg nie będzie pamietał o Francji ani Italii, bo Ewangelia Jezusa Chrystusa nie jest już (tam) znana. Niegodziwi spuszczą ze smyczy całą swoją złość, nawet po domach będą morderstwa i wzajemne masakry.
Z pierwszym oślepiającym uderzeniem Bożego miecza z góry cała natura zadrży z przerażenia, gdyż zbrodnie i nieład ludzi przebiją sklepienie niebios. Paryż będzie zburzony i Marsylia pochłonięta, wiele dużych miast zostanie zburzonych i pochłoniętych przez trzęsienia ziemi, wszystkim będzie się zdawało, że to koniec, widać będzie jedynie morderstwa, starcia armii i bluźniercze serca. Prawi będą bardzo cierpieć – ich cierpienia, pokuty i łzy będą się wznosiły do Nieba. Cały lud Boży będzie prosił przebaczenia i miłosierdzia, będzie błagał o moją pomoc i wstawiennictwo. Potem Jezus Chrystus w swej sprawiedliwości i w swym wielkim miłosierdziu wobec wiernych, rozkaże swoim aniołom uśmiercić wszystkich swych wrogów. Od jednego uderzenia prześladowcy Kościoła Jezusa Chrystusa i wszyscy ludzie oddani grzechowi zginą i Ziemia stanie się jak pustynia.
Potem nastanie pokój i pojednanie Boga z ludźmi. Jezus Chrystus będzie czczony i chwalony, ludzie będą Mu znowu służyć. Miłosierdzie będzie kwitło wszędzie, nowi królowie będą prawym ramieniem Kościoła Świętego, który będzie silny, pokorny, pobożny, ubogi, gorliwy i naśladujący cnoty Jezusa Chrystusa.
Ewangelia będzie głoszona wszędzie i ludzie będą bardzo postępować w wierze, ponieważ będą stanowili jedność wokół pracowników Jezusa Chrystusa. Będą żyli w bojaźni Bożej.
Pokój pomiędzy ludami nie będzie trwał długo. 25 lat obfitych zbiorów sprawi, że zapomną, iż grzechy ludzkie są powodem wszystkich klęsk, jakie spotykają Ziemię.
Zwiastun Antychrysta ze swoim wojskiem zebranym z wielu narodów będzie prowadził wojnę z prawdziwym Chrystusem, jedynym Zbawicielem świata. Przeleje on wiele krwi i będzie chciał unicestwić kult Boga, aby sam został uznany bogiem. W Ziemię uderzą wszelkiego rodzaju plagi (poza zarazami i głodem, które będą się szerzyć – przyp. Melanii), będą wojny aż do wojny ostatniej, która będzie prowadzona przez 10 królów Antychrysta; królów, którzy będą mieli wspólny znak i będą jedynymi władcami świata. Zanim to nastapi, będzie panował na świecie rodzaj fałszywego pokoju. Ludzie będą myśleć jedynie o zabawie, źli będą oddawać się wszelkiego rodzaju grzechom; ale dzieci Kościoła Świętego, dzieci prawdziwej Wiary, moi prawdziwi naśladowcy -będą wzrastać w miłości Boga i w cnotach mi najdroższych. Szczęśliwe pokorne dusze prowadzone przez Ducha Świętego! Będę walczyła wraz z nimi aż osiągną pełną dojrzałość.
Natura woła o pomstę ze względu na ludzi, wzdryga się z przerażeniem czekając na to, co musi stać się ze splamioną zbrodniami Ziemią.
Drżyj Ziemio i wy, którzy głosicie się sługami Jezusa Chrystusa, podczas gdy w głębi duszy czcicie siebie. Drżyjcie, bo Bóg wyda was swoim wrogom, gdyż miejsca święte są miejscami zepsucia; wiele klasztorów nie jest już domami Boga, lecz pastwiskami Asmodeusza i jego własnością.
Stanie się w tym czasie, że narodzi się Antychryst z hebrajskiej zakonnicy, fałszywej dziewicy, która będzie w łączności ze starodawnym wężem – panem nieczystości. Jego ojcem będzie biskup, w chwili narodzin będzie wyrzucał z siebie bluźnierstwa, będzie miał zęby, jednym słowem – będzie to wcielony diabeł. Będzie wydawał przerażające krzyki, będzie czynił cuda, będzie żył tylko nieczystością. Będzie miał braci, którzy – choć nie wcielone diabły jak on – będą dziećmi zła. W wieku 12 lat będą znani z wielkich zwycięstw, jakie odniosą, wkrótce każdy z nich stanie na czele armii wspomaganych przez legiony z piekła.
Pory roku będą się zmieniać, a ziemia będzie wydawać tylko złe owoce. Ruch ciał niebieskich będzie tracił swoją regularność, Księżyc będzie odbijał tylko słabe czerwone światło. Woda i ogień spowodują konwulsje całej kuli ziemskiej, pochłaniając góry, miasta etc.
Rzym straci wiarę i stanie się siedzibą Antychrysta.
Demony powietrza razem z Antychrystem będą czynić wielkie cuda na Ziemi i na Niebie, a ludzie staną się coraz bardziej zepsuci. Bóg będzie opiekował się swymi wiernymi sługami i ludźmi dobrej woli; Ewangelia będzie głoszona wszędzie, a wszelkie ludy będą miały znajomość prawdy.
Zwracam się z usilnym wezwaniem do Ziemi; wzywam prawdziwych uczniów Boga żywego i królującego w Niebie; wzywam prawdziwych naśladowców Chrystusa, który stał się człowiekiem – jedynego prawdziwego Zbawiciela ludzi; wzywam moje dzieci, moich prawdziwych czcicieli, którzy oddali Mi się, abym ich prowadziła do Mojego Boskiego Syna; tych których niejako nosiłam w Moich ramionach; tych, którzy żyli w Moim duchu. Wzywam w końcu Apostołów Czasów Ostatecznych, wiernych uczniów Jezusa Chrystusa, którzy żyli z pogardą dla świata i siebie samych, w ubóstwie i skromności, w pogardzie i milczeniu, w modlitwie i umartwieniu, w czystości i zjednoczeniu z Bogiem, w cierpieniu; nieznanych światu. To jest ich czas, by wyszli z ukrycia i oswietlili Ziemię. Idźcie, okażcie, że jesteście Moimi drogimi dziećmi; jestem z wami i w was sprawiając, że wasza Wiara jest światłem oświetlającym was w tych złych czasach. Oby wasza gorliwość wywołała w was głód czci i chwały dla Jezusa Chrystusa. Toczcie walkę dzieci światłości; nieliczni, którzy widzicie, że czas czasu, koniec końców jest blisko.
Kościół będzie zaćmiony, świat będzie przerażony. Ale Enoch i Eliasz napełnieni duchem Bożym będą nauczać z Bożą pomocą, a ludzie dobrej woli uwierzą w Boga, wielka liczba dusz dozna pocieszenia. Będą one czynić wielkie postępy w cnotach mocą Ducha Świętego i potępią diabelskie błędy Antychrysta.
Biada mieszkańcom Ziemi. Będą krwawe wojny, głód, plagi i epidemie, będą przerażające deszcze zwierząt; pioruny, które niszczyć będą miasta, trzęsienia ziemi, które pochłoną całe państwa. Głosy słychać będzie w powietrzu; ludzie będą bić głowami o ściany, będą wzywać śmierci i śmierć dopełni ich cierpienia, krew będzie płynąć ze wszystkich stron. Kto miałby nie ulec, gdyby Bóg nie skrócił czasu próby? Łzy, krew i modlitwy prawych wzruszą Boga. Enoch i Eliasz umrą, pogański Rzym zniknie, ogień spadnie z nieba i pochłonie trzy miasta, cały świat pogrążony będzie w strachu i wielu pozwoli się uwieść, bo nie oddawali czci prawdziwemu Chrystusowi, żyjącemu na wieki. Oto czas; Słońce ciemnieje, tylko Wiara przetrwa. Czas się zbliża, otchłań jest otwarta. Tam jest król królów ciemności. Tam jest bestia nazywająca siebie zbawcą świata – ze swoimi poddanymi. W swej pysze sięgnie Nieba, a św. Michał Archanioł zdusi ją tchnieniem swych ust. Upadnie, a Ziemia, która przez 3 dni będzie w ciagłej zmianie – otworzy swoje gorące wnętrze. Bestia upadnie na zawsze i razem ze swymi zwolennikami pogrąży się w wiecznej odchłani piekła. Potem woda i ogień oczyszczą Ziemię, pochłoną dzieła ludzkiej pychy i wszystko będzie odnowione.

piątek, 21 kwietnia 2017

(8/50) M. Wall, Iron Maiden. Run to the hills.

Autoryzowana biografia Iron Maiden i… wszystko jasne


Choć  może nie wszystko. Mimo bowiem „autoryzowania”, nie jest tylko laurka. Oczywiście Autor pisze pozytywnie o zespole, ale nie unika cierpkich słów i poszczególnym muzykom i konkretnym wydawnictwom czy nawet utworom. 
Dla mnie to, przede wszystkim, książka o spełnianiu marzeń i dążeniu do celu. A następnie wyznaczaniu nowych celów, bez spoczywania na laurach. To właśnie pokazują Harris i spółka. 
Jest to tez książka ważna, bo, mimo, że fanem Ironów jestem od lat dziecięcych, nigdy nie poznałem szczegółów postania i historii grupy. Wystarczyła mi muzyka. Teraz mój obraz znacznie się poszerzył.
Podczas jej czytania miałem przed oczyma duszy obraz pierwszego albumu, który trafił w moje uszy dzięki bratu - „Live After Death”. Było to gdzieś za komuny (połowa lat 80), dwupłytowy winyl i zapisane na nim szaleństwo. Potem odszedłem do Żelaznej Dziewicy, i właściwie poza kawałkami z wspomnianego wydania koncertowego nie znałem nic innego. Aż do XXI w. wtedy, za sprawą Final Frontier, wróciłem do tej muzyki i jestem jej wierny. 
Ale zetknięcie z „Live After Death” miało jeszcze jeden skutek. Otóż na okładce znajduje się nagrobek na którym jest cytat z H.P. Lovecrafta. I było to pierwsze zetknięcie się z jednym z moich ulubionych autorów - samotnikiem z Providence. Niezwykle ciekawą postacią tworzącą niesamowite historie.

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

(7/50) Agatha Christie, Dom przestępców

No cóż, nazwisko mówi samo za siebie..


Klasyczny kryminał wybitnej pisarki. Bez detektywa Poirota ale za to z dość zawiłą intrygą. Czyta się jak wszystko Christie - szybko i z zaciekawieniem. Dom, w którym umiera senior rodu. Mieszka z nim wielopokoleniowa rodzina. Żadnych wrogów. Kto więc zabił? Ale najpierw - czy na pewno zabił? Głównym bohaterem jest narzeczony jednej z wnuczek denata. Tenże (narzeczony, nie denat), którego ojciec jest szefem policji pomaga rozwikłać zagadkę. 
Podczas śledztwa wychodzą na jaw najbardziej skrywane tajemnice niezwykłej rodziny.  I coraz bardziej zaciemnia się obraz rzekomej szczęśliwości. 
Finał jest dość zaskakujący choć, dla wprawnego czytelnika, od pewnego momentu, jasne staje się kto jest zabójcą.

wtorek, 28 marca 2017

(6/50) Bernard Cornwell, Zimowy monarcha

Król Artur trochę inaczej.


Zimowy monarcha, Bernarda  Cornwella to wariacja na temat legend arturiańskich. Należy do cyklu o królu Arturze, składającego się z trzech części, tegoż autora. I jest, jak na legendę, niezwykle realistyczna. Nie jet to uładzona baśń z kolorowymi zamkami i turniejami. Magii tu niewiele, ale jest. Więcej brudu, trudnych wyborów, krwi i pogaństwa. 
Jedyne co może razić, a co jest niewątpliwie, pewnym odciskiem palca autora to antychrystianizm. Wszystko co najgorsze w książce wiąże się z chrześcijaństwem - przekupni i kłamliwi biskupi, kapłani. Nie mający szans z dawnymi bogami.
Ale poza tym świetnie się to czyta. Jak już wspomniałem, nie jak legendę ale jak historię. I wiele historii tu znajdziemy. Odwołania do rzeczywistych wydarzeń na wyspach brytyjskich kiedy ścierały się tam żywioły Saksonów, Brytów, Anglów, Celtów, Piktów Irlandczyków itd. Kiedy kształtował się Albion. Warto zagłębić się w ten magiczny i, jednocześnie, historyczny świat. 


niedziela, 26 marca 2017

(5/50) Andrzej Nowak, Dzieje Polski. Tom 1. Skąd nasz ród.

Książka krakowskiego historyka to jeden z wielu tomów Jego opus magnum. Wielka historia Polski jest potrzebna, bo takiej pracy zdecydowanie brakuje. Można, oczywiście, znaleźć kilkutomowe historie Polski (choćby PWN) ale ta - omawiana - jest wyjątkowa.


Na czym polega owa wyjątkowość? Trudno odpowiedzieć na to pytanie jednym zdaniem. 
Pierwszą sprawą jaka rzuca się w oczy jest ogrom dzieła. Warto zauważyć, ze jest ono cały czas w planach - dotychczas powstały jedynie dwa tomy (Edit: W sprzedaży jest już 3 tom - dopisane 20.04.2017). Pierwszy z nich obejmuje lata od powstania Polski do 1202 roku. Drugi tom to lata 1202 - 1340. Każdy tom liczy sobie ponad 300 stron. Projekt profesora Nowaka liczony jest więc na wiele lat, w dzięki temu jest niezwykle szczegółowy.
Tu dochodzimy do kolejnej cechy wyróżniającej - szczegółowość. Autor opiera się na najnowszym stanie badań historycznych i przedstawia wszystkie koncepcje i teorie, które pojawiają się w przestrzeni naukowej.
Ponadto w „Dziejach Polski” prof. Nowak zwraca uwagę na dwa niezwykle istotne elementy naszej historii. Pierwszym jest chrześcijaństwo. Jego waga pojawia się już na samym początku bo to właśnie ta religia ukształtowała i można by rzec - stworzyła - Polskę. Drugim elementem jest tradycja republikańska. Autor „Dziejów Polski” wywodzi tę tradycję od początków Polski. Niewielu autorów dotychczas zwracało na to tak baczną uwagę. Od czasów rozbicia dzielnicowego bowiem pojawia się grupa możnych, którzy w coraz większym stopniu wpływają na działania władzy. A nawet tego władcę, można by rzec, wybierają. Ale też wcześniej pojawiają się pewne elementy odwoływania się władców do zdania ludu. I to zdaje się być lietmotivem tej pracy.
Najważniejsze jest jednak to, że to się po prostu czyta. Nie jak nudną prace historyczną (a jako historyk z wieloma takimi miałem do czynienia) ale jak książkę przygodową. 
Dla pasjonatów, ale też dla tych, którzy chcą wiedzieć więcej.

poniedziałek, 20 lutego 2017

(3,4/50) Joseph Roth, Popiersie cesarza. Naczelnik stacji Fallmerayer. Lewiatan. oraz Spowiedź mordercy. Opowiedziana w jedną noc.

Zanim zaczniesz czytać, proszę zapoznaj się z wprowadzeniem i zastrzeżeniami autora we wcześniejszym wpisie. Kolejne genialne teksty Rotha.

Kolejne książki przeczytane w bieżącym roku to zbiór trzech nowel oraz powieść. Tematem tych tekstów jest ludzka kondycja w czasach zamętu i gwałtownych, rewolucyjnych przemian. 
W noweli „Popiersie cesarza” zwraca autor uwagę na próbę zachowania swojego świata w momencie rewolucji. Tytułowe popiersie to element, którym otacza się polski arystokrata Franciszek Ksawery Morstin aby przetrwać upadek monarchii Habsburgów, do której był przywiązany, i która stanowiła jego świat.
W tekście „Naczelni stacji Fallmerayer” Roth skupia się na nagłym zauroczeniu i próbie wyrwania się z rutyny życia. Ale też o umiejętności odejścia w odpowiednim momencie.
„Lewiatan” to opowieść o marzeniu i próbie zachowania uczciwości w świecie staczającym się w kłamstwo i tandetę. Odpowiedź na pytanie: być uczciwym, kiedy dookoła króluje oszustwo czy się dostosować? jest niejasna. Bohater  wydaje się przegrać, ale ta jego przegrana jest jednocześnie spełnieniam jego najgłębszych marzeń.
Powieść o mordercy jest kolejnym tekstem Rotha o jednostronnej miłości (a właściwie zauroczeniu), o tym do czego może posunąć się człowiek jeśli „wkręci” sobie  zakochanie czy szlachetne urodzenia albo zemstę.
Po raz kolejny polecam teksty tego autora. Zmuszają do myślenia i, powtórzę się, są niebywale aktualne.

piątek, 10 lutego 2017

(2/50) Szczepan Twardoch, Król

Zanim zaczniesz czytać, proszę zapoznaj się z wprowadzeniem i zastrzeżeniami autora we wcześniejszym wpisie. Tą książką żegnam się z twórczością Twardocha - nie jest dla mnie.



Pierwszy raz z nazwiskiem Szczepana Twardocha zetknąłem się gdzieś na łamach starej Frondy, albo Christianitas, albo „Czwórek”. Nie pamiętam już. Pamiętam jednak, że teksty były niebanalne, a ich forma nowatorska. Chciałem więcej. Poszukiwałem wcześniej wydanych pozycji autora „Króla” i je zdobywałem - w tej chwili mam wszystkie.
Niestety czytając najnowszą książkę Twardocha odczuwałem coraz większy niesmak. I, podkreślę to raz jeszcze, piszę tu tylko o wrażeniach w trakcie i krótko po przeczytaniu. Nie zagłębiam się w filozofię i meandry. Tylko myśli, które miałem podczas czytania.
Od samego początku miałem wrażenie, że czytam dalszy ciąg „Dracha”. Ten sam styl, tylko gwarę śląską zastąpił jidysz. Ja wiem, ze to charakterystyczny, oryginalny styl Twardocha, ale jeśli po dwóch książkach czytam trzecią i mam wrażenie, że to cały czas to samo (nawet niektóre przemyślenia bohatera niemal skopiowane z poprzednich) to już zalatuje późnym Łysiakiem. 
Wraz z zagłębianiem się w lekturę, która - muszę to przyznać - wciąga, moje myśli krążyły wokół osoby Autora i zastanawiałem się, co się wydarzyło w Jego życiu, że z pisarza konserwatywnego (i nie chodzi tu o formę, a raczej treści) przedzierzgnął się w pupilka tzw. „salonu” i dalej w to brnie. Odnosiłem coraz większe wrażenie, że „Król” to miks „Morfiny” i „Dracha”, które stały się pozycjami nagradzanymi przez „salon”, ale umieszczony w środowisku żydowskim (a to się dobrze „sprzedaje” - vide Olga Tokarczuk), z obowiązkowym polskim antysemityzmem (który w książce reprezentują nie tylko środowiska endeckie, ale też sanacja i właściwie wszyscy Polacy, z nielicznymi wyjątkami, a i „oni świnie”).
Nie chcę tu psychologizować, ale jednak tok myśli czytelnika idzie czasem takimi ścieżkami i chciałbym się tymi myślami podzielić. Zakładając, że pisarz w każdej powieści opisuje trochę siebie, to autor „Króla” zdaje się być bardzo zagubiony. I dotyczy to właściwie  trzech ostatnich książek Twardocha, choć już w „Wiecznym Grunwaldzie” i niektórych opowiadaniach ze zbioru „Tak jest dobrze” pojawia się pewna pustka. Wszystkie te powieści są niesamowicie ponure, mroczne i depresyjne. Kończą się tragicznie, a właściwie tragedią, koszmarem, śmiercią i pustką. Wszyscy bohaterowi nie mają tożsamości, nie potrafią siebie odnaleźć. Zwłaszcza tożsamości narodowej, religijnej. Wszyscy odrzucają Absolut, a jednocześnie pojawia się On jako Drach lub Litani (wieloryb krążący nad Warszawą), ale jako obserwator i symbol losu, na który nie mamy wpływu. Nihilizm jest najważniejszą filozofią, która wylewa się z książek Twardocha. 
I dlatego nie są to książki dla mnie. Po prostu, dzisiejsza rzeczywistość serwuje nam tyle smutku i tragedii, że nie chcę czytać o beznadziei. Nie znaczy to, że oczekuję od literatury jedynie utopijnej Arkadii, gdzie wszyscy są szczęśliwi i bogaci. Ale chciałbym aby po burzy nastał słoneczny poranek. Aby w ciemności jarzyła się iskierka. Aby w smutku znalazła się nadzieja. A tego w książkach Twardocha nie znajdziecie - tam jest tylko śmierć, kłamstwo, zło i mrok.

sobota, 4 lutego 2017

(1/50) Benedykt XVI i Peter Seewald, Ostatnie rozmowy

Zanim zaczniesz czytać, drogi czytelniku, proszę zapoznaj się z wprowadzeniem i zastrzeżeniami autora we wcześniejszym wpisie. 

Pierwsza książka w tym roku to, niestety, zawód. Nie mam zamiaru recenzować papieża Benedykta, ale po wywiadzie spodziewałem się czegoś więcej.


Dużo sobie bowiem obiecywałem po Ostatnich rozmowach. Miałem nadzieję na  duchową ucztę, a skończyło się na kilku ciekawostkach z życia Ratzingera i Benedykta. Czytając ten wywiad - rzekę, miałem wrażenie zmarnowanej szansy. 
Ciekawie czyta się o dzieciństwie czy młodości Josepha Ratzingera, ale o późniejszych okresach jego życia trochę mało. Niewiele dowiadujemy się o powodach zmiany nastawiania księdza, biskupa i wreszcie kardynała do Soboru Watykańskiego II, a właściwie do zmian posoborowych. W wywiadzie Ojciec święty (czy też ojciec Benedykt, jak sam prosi by go tytułowano) przyznaje, że taka zamiana nastąpiła - że początkowo był, również jako jeden z ekspertów Vaticanum II, hurraoptymistyczny, później jednak stawał się coraz bardziej krytyczny. Ale konkretów nie poznajmy. 
Niektóre wątki, zwłaszcza, niezwykle ciekawe dotyczące dyskusji, współpracy, czy nawet konfliktów z innymi wybitnymi teologami lat 50 - 60 ubiegłego wieku, urywają się nagle bez oczekiwanej pointy. Szkoda.
Niedużo też nowych rzeczy dowiadujemy się o pontyfikacie Benedykta XVI, a chciałoby się więcej. Dla mnie, jako tradycjonalisty i „pomponiarza” troszkę smutny jest fragment dotyczący powrotu Benedykta XVI do tradycyjnych szat, zmiany paliusza czy feruli. Otóż Ojciec Benedykt stwierdza, że nie było tu żadnych głębszych motywów poza estetycznymi i „bo tak Mu się chciało”.
Troszkę męczą dłuższe wypowiedzi przepytującego Petera Seewalda, na które Ojciec święty odpowiada np. Nie. I koniec. Żadnego uzupełnienia, wyjaśnienia czy rozwinięcia. Znów szkoda.
No, niestety Raport o stanie wiary to nie jest..

poniedziałek, 23 stycznia 2017

50 książek w rok

Postanowiłem wziąć udział w tym przedsięwzięciu facebookowym organizowanym przez księgarnię Selkar. 


I tak dużo czytam. A to mnie jeszcze bardziej zmobilizuje. Nadto chcę się podzielić wrażeniami z przeczytanych lektur. Proszę więc kolejne wpisy z tej serii traktować jako WRAŻENIA, IMPRESJE, nie recenzje. Bo tych nie odważę się pisać. Zbyt wysokie progi. Natomiast jako odbiorca tekstów kultury mam pełne prawo do osobistych, SUBIEKTYWNYCH przemyśleń. Dlatego jeśli ktoś się ze mną nie zgadza i ma inne zdanie na temat, którejś z książek - nie będę się kłócił, bronił swego zdania, bo wrażenie nie są tego warte. 
Będę się nimi dzielił, bo może ktoś chciałby przeczytać jakie doznania były moim udziałem w trakcie i po zapoznaniu się z konkretnym tekstem. Może ktoś będzie chciał sam sprawdzić i przeczyta. Może się ze mną nie zgodzi i napisze co o tym myśli. 
Niezależnie od efektów - zachęcam do czytania… książek i niniejszego bloga :).
Pozdrawiam