Długo mnie nie było, ale wróciłem, mam się dobrze i wracam do pisania. Zainspirowany przez moich synów zacząłem ostatnio wracać do książek z dzieciństwa. „Chłopcy z Placu Broni”, „Mr. Hopkins wnuk Sherlocka”, „Dzieci z Bullerbyn”.
Po latach czyta się te teksty zupełnie inaczej, co jest zrozumiałe ze względu na doświadczenia naszego naszego życia. Niestety spojrzenia na lektury z dzieciństwa zostało też „spaczone” przez rewolucję kulturalną, która przetacza się przez świat od 1968 roku. Dlatego podczas czytania książki autorstwa Astrid Lindgren zadałem sobie pytanie - kiedy obrońcy poprawności politycznej zakażą tej publikacji. A może coś mnie ominęło i już jest zakazana w rodzimej Szwecji? W końcu Pipi juz jest na cenzurowanym ze względu na słowa o murzynie. A „Dzieci z Bullerbyn” są jeszcze bardziej niepoprawne, ba, wręcz konserwatywne. I to już od drugiego zdania:
„Nazywam się Lisa. Jestem dziewczynką, to chyba od razu widać z imienia.”
A gdzie prawo wyboru płci i imienia? Notabene zmienianie imienia przez osoby, które czują się uwięzione w innym ciele jest zaprzeczeniem genderyzmu - jeśli bowiem płeć jest li tylko kulturowa, to co za różnica czy masz na imię Krzysztof czy Anna?
Wróćmy jednak do meritum. Po pierwszych zdaniach jest jeszcze gorzej (oczywiście w znaczeniu political correctness). Normalne, patriarchalne, rodziny z, co najmniej, dwójką dzieci. Są święta chrześcijańskie (Boże Narodzenie i Wielkanoc), a nawet chrzest małej siostrzyczki Olego. Jest szacunek dla starszych - Dziadunio, którego nikt nie zamierza oddawać do domu starców, a tym bardziej uśmiercać, choć już prawie nie widzi i nie rusza się ze swego pokoju.
Fakt, że wszystko to opowiedziane jest z punktu widzenia dziecka, spłaszcza wymowę tych wydarzeń, ale ich nie umniejsza. Widać, ze są niezwykle ważne dla tamtej społeczności. W przypadku relgii mamy do czynienie z jakąś, nieokreśloną bliżej, formą protestantyzmu (zapewne luterańską), ale jednak chrześcijaństwo.
Książka została napisana w roku 1947. Ile się zmieniło przez te ponad 50 lat. Wolę jednak ten świat z „Dzieci z Bullerbyn” niż współczesny mieszający dobro ze złem.