niedziela, 28 stycznia 2018

Podsumowanie wyzwania czytelniczego

Do wyzwania czytelniczego, ogłoszonego na Fb przez księgarnie Selkar przystąpiłem z wielką nadzieją. Przeczytanie 50 książek w rok nie powinno stanowić problemu. A jednak…


Ostatecznie udało się przeczytać 34 książki, z których kilkanaście opisałem na niniejszym blogu. Być może nie jest to zaskakująca liczba i mógłbym przeczytać więcej, ale… Nie wszystkie książki były lekkie, łatwe i przyjemne. Niektóre wymagały wiele wysiłku podczas czytania. Ponadto czytam wiele prasy - tygodnik, dwa miesięczniki, kilka dwumiesięczników lub kwartalników. Może ktoś uzna to za wymówki - i ma rację. Sam siebie tłumaczę i pocieszam w ten sposób.
Teraz kilka słów o przeczytanych tytułach, które nie znalazły się w poprzednich posatch. Zaczynamy!

15/50 S. Beckett, Zimne ognie oraz 30/50 S. Beckett, Niespokojni zmarli 
Simon Beckett to autor thrillerów i kryminałów. Pierwsza pozycja to thriller psychologiczny, z niezłą fabuła i zwrotami akcji ale… przewidywalny. Niespokojni zmarli to kolejna część serii o antropologu sądowym Davidzie Hunterze. Niestety po przeczytaniu poprzednich części ta staje się trochę nudna. Powtarzają się bowiem motywy - zła pogoda, odludne połacie wysp brytyjskich, tajemnice miejscowych, ciągłe odwoływanie się do intuicji, która jednak zwykle się spóźnia etc. Warto przeczytać, ale nie należy zbyt wiele oczekiwać po tych lekturach.
16/50 P. Corso, Podziemne miasto, 17/50 P. Corso, Miasto złodziei, 18/50 P. Corso, Miasto z gliny
Seria, skierowana raczej do młodego czytelnika, o poszukiwaczu skarbów - amatorze, który współpracuje z rządową agencją w celu odzyskiwania dóbr kultury. Taki trochę współczesny Pan Samochodzik, tylko mniej uładzony. Niezła rozrywka.
9/50 A. Pilipiuk, Największa tajemnica ludzkości
Najsłabsza książka Pilipiuka jaką czytałem. Dobrze, że jej nie ciągnął dalej, choć z fabuły wynika, że takowy ciąg dalszy miał być. Warto przeczytać, żeby zobaczyć, że nawet Pierwszy Grafoman Rzeczypospolitej stworzył gniota.
20/50 N. Gaiman, Na szczęście mleko
Świetna książka dla dzieci i młodzieży. Super zabawa, specyficzny humor i fantazja znanego, raczej z twórczości dla dorosłych, autora. Polecam!
21/50 P. Pizuński, Sekretne sprawy Krzyżaków
Książka historyczna, popularna. Ciekawostki o zakonie Krzyżackim. Dla lubiących historię średniowiecza pozycja konieczna. 
22/50 A. Pilipiuk, Wilcze leże
Kolejny zbiór opowiadań bezjakubowych jednego z moich ulubionych autorów. Ja to po prostu uwielbiam i nie potrafię mieć zastrzeżeń.
23/50 A. Christie, Wczesne sprawy Poirota
Opowiadania o drugim najsłynniejszym detektywie na świecie.
24/50 J. Łątka, Oskarżam arcyksięcia Rudolfa
Niezwykle ciekawa książka dotycząca zagadkowej śmierci Arcyksięcia Rudolfa, jedynego syna Franciszka Józefa. Łątka nie tylko przedstawia fakty, ale także watpliwości oraz próby rozwiązania zagadki. Obowiązkowe dla wszystkich wielbicieli Austro-Węgier i monarchii Habsburgów.
26/50 R. A. Ziemkiewicz, Złowrogi cień Marszałka
Nadzwyczajna książka. Próba odbrązowienia postaci Piłsudskiego, ale też ukazania jak ta wizja mitycznego Marszałka wpływa na współczesną politykę polskiej prawicy. Okazuje się, że Ziuk nie był Aniołem i Bogiem w jednym. Miał dużo wad i popełniał wiele błędów. Najgorsze jednak, ze był, wbrew mitowi, bardzo małostkowy i nieprzewidujący. Dla mnie, było nie było historyka (trochę wstyd), największym zaskoczeniem było odkrycie, że Piłsudski nie był żołnierzem. Nie miał ani formalnego wykształcenia ani doświadczenia. Bo przez całe życie do czasu legionów był działaczem partyjnym. Dlatego Austriacy stworzyli dla niego, nieistniejący w KuK Armii, stopień brygadiera. Dużą wadą tej pracy jest brak przypisów (ta sama bolączka co u Zychowicza). Rozumiem, że to bardziej publicystyka i popularyzacja, ale jednak źródła by się przydały, żeby można było sobie samemu zweryfikować.
27/50 G. Górny, J. Rosikoń, Tajemnice Fatimy. Największy sekret XX wieku
Zdumiewająca i uderzająca książka. Opisuje wydarzenia, które miały miejsce w Portugalii przed stu laty. Ale też wpływ objawień na późniejsze czasy. Albo raczej wpływ niewiary i braku odpowiedzi wielu ludzi na wezwanie Maryi. Książka pięknie wydana i warto ją mieć i czytać. A przede wszystkim odmawiać różaniec.
28/50 red. W. Sedeńko, Przedmurze. Antologia polskiej fantastyki
Zbiór opowiadań fantastycznych nawiązujących do współczesności, tak w wymiarze polityczno-społecznym  jak i technologicznym. Warto zobaczyć, jak, przez pryzmat naszych czasów, przyszłość widzą autorzy SF. Zwłaszcza, że opowiadania te napisane zostały specjalnie do tej publikacji.
29/50 Ch. Bukowski, Szmira
Ostatnia powieść Bukowskiego. To właściwe opis zmagań człowieka z nałogiem alkoholowym pod płaszczykiem kryminału w stylu noir.
31/50 J. Komuda, Samozwaniec. Moskiewska ladacznica 
No, po prostu Komuda. Czyli świetnie i ze szczegółami opisana sfabularyzowana historia Polski. Dużo krwi, tchórzostwa i bohaterstwa na miarę XVII wieku. Nie można pominąć.
32/50 W. Willmann, Wspomnienia wojenne lotnika
Wspomnienia lotnika z armii austro-węgierskiej z czasów Wielkiej Wojny. Trochę zawód bo miałem nadzieję, ze będzie więcej o I Wojnie w powietrzu, a tu przeważają anegdoty z ziemi. Ale warto poznać tamte czasy od strony zwykłego żołnierza.
33/50 W. Łysiak, Żołnierz
Początkowo chciałem popełnić oddzielny wpis dotyczący tej książki. Jednak właściwie nie ma o czym pisać. Niestety mój idol lat młodzieńczych - nietuzinkowy pisarz i publicysta coraz bardziej rozmienia się na drobne. W tym dziełku i tak, porównując do kilku wcześniejszych pozycji, jest mało Łysiaka w Łysiaku, ale też nie ma żadnej wartości dodanej. Trochę to popłuczyny po Konkwiście i Kielichu, które były zdecydowanie lepsze. I język i intryga i filozofowanie głównego bohatera nie porywają. Jeśli zna się wcześniejsze książki Baldheada, to nic nas nie zaskoczy. A szkoda. Cały czas czekam na coś na miarę Wysp Zaczarowanych tudzież Statku.
34/50 J. Verne, Wąż morski
Rozrywka, ale na najwyższym, XIX wiecznym, poziomie. Książka, która pokazuje, że to co dziwne nie musi być wcale nadnaturalne. Zdecydowanie warto przeczytać bo niezwykle wciąga, ale… ja nie jestem tu wiarygodny, bo twórczość Verna był zawsze dla mnie niezwykle ważna. 

środa, 17 stycznia 2018

Podsumowanie 2017 roku

Styczeń nowego, 2018, roku już w pełni. Czas na krótkie podsumowanie. Jako, że lubię porządek (charakter praworządny dobry), zrobię to w punktach.


  • Pojawiało się 18 wpisów, czyli najwięcej w ciągu roku od czasu powstania bloga
  • 13 wpisów dotyczyło wyzywania czytelniczego „50 książek w rok”
  • Posty przeczytało 697 osób, co daje niecałe 39 osób na post - niniejszym składam wyrazy podziękowania tym, którzy tu zaglądają
  • Wydaje się, że spadła ogólna liczba czytelników (choć nie mam na to twardych dowodów)
  • Cały czas najpopularniejsze wpisy to stare o bitwie pod Koronowem i o kwartalniku Chtistianitas oraz podróżnicze - o Paryżu, Londynie, Pradze i Budapeszcie
  • Blog istnieje i będzie działał, bo tak na prawdę jest przede wszystkim po to abym mógł upowszechnić to co mi leży „na wątrobie”. Jeśli ktoś to przeczyta i zgodzi się lub będzie polemizował to mnie bardzo ucieszy.
  • Chciałbym pisać częściej, ale nie zawsze jest czas i nie zawsze jest o czym pisać
  • W następnym poście podsumuję wyzwanie czytelnicze
  • Do przeczytania

niedziela, 24 grudnia 2017

Życzenia Bożonarodzeniowe


„Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie.”

Łk 2, 7

Życzę, aby w żadnym z Waszych Serc, nigdy nie zabrakło miejsca dla Jezusa Chrystusa, gdyż tylko w Nim jest Radość, Miłość i Nadzieja, a przede wszystkim Zbawienie.

sobota, 9 grudnia 2017

(14/50) Ł. Adamski, Bóg w Hollywood

Wydawało się, że książka będzie ciekawym studium obecności tematu Boga w amerykańskiej kinematografii, ze szczególnym uwzględnieniem wpływu religii na, niektóre, gwiazdy. Niestety - zawiodłem się.


Autora znam (nie osobiście, ale z łamów czasopism) i cenię, choć nie zawsze podzielam opinie. Zachęcony opisem na tyle okładki, kupiłem książkę podczas wakacji. Niestety, okazało się, że nie jest ona tym co oczekiwałem. Adamski bowiem doszukuje się obecności Boga nawet tam gdzie jawnie z Niego kpią. Wydaje się, że patrzy przez, bardzo zaciśnięte, palce na działalność Hollywoodu, dzielnie tłumacząc nawet filmy w stylu „Dogmy”. Dopatruje się w nich chrześcijaństwa, czy szerzej, religijności, choć niektóre są zdecydowanie antyreligijne. W przeszłości wielokrotnie nie zgadzałem się z opiniami autora, ale tym razem, to jest pomieszanie z poplątaniem. Moim zdaniem Adamski, przy całej swej erudycji, wiedzy i sprawności, niestety nie odróżnia dwóch zbliżonych, ale jednocześnie odległych motywów działania artystów. A mianowicie religijności, wynikającej z osobistego spotkania z Bogiem (nawet jeśli Jego obraz jest niedoskonały) oraz wpisanej w tożsamość kultury, jak to się zwykło nazywać, judeochrześcijańskiej w której kształtowani byli twórcy filmowi. Bowiem fakt, że jakieś elementy tej tożsamości pojawiają się w twórczości nie ma nic wspólnego z obecnością w niej Boga.

piątek, 24 listopada 2017

(12/50) W. Drewniak, Historia bez cenzury

Świetna lektura dla nastolatka, który chce poznać historię. Albo trochę ciekawostek z historii. I nie widział kanału na YouTube.


Jednak dla kogoś, takiego jak niżej podpisany (albo wyżej) czyli ja to nic nadzwyczajnego. Jeśli bowiem ktoś ma do czynienia z historią na codzień, a czasem nawet na conoc, to niczego odkrywczego do - fenomenalnego, skądinąd, Wojtka Drewniaka się nie dowie. Ale czego się spodziewać po dziełku mającym popularyzować moją ukochaną naukę (sorry fizyko!).
Jednak jeśli ktoś historii liznął był w gimnazjum (lub w przypadku osób bardziej wiekowych w podstawówce) i chce się rozerwać, a przy okazji czegoś dowiedzieć - to polecam całym sercem. 
Jednak na dwie rzeczy musze zwrócić uwagę, bo może z tych kilkunastu wejść na mojego bloga, dwa to osoby nie z rodziny, i czegoś się dowiedzą. Otóż nie podzielam zachwytu Autora Historii bez cenzury nad Piłsudskim (bliższa mi jednak ocena autorstwa mojego imiennika o inicjałach RAZ). Po drugie drażni wielce maniera pisania „jakby się mówiło”. To jednak inny sposób wyrażania myśli, a ja czytając książkę, cały czas słyszałem charakterystyczny tembr głosu Wojtka Drewniaka. Bo tak jest ona napisana, i jeśli ktoś jest przyzwyczajony do języka literackiego a nie „mówionego”, będzie miała momentami zgrzyt w myślach.

poniedziałek, 13 listopada 2017

(11/50) C. Barker, Księga Krwi 1

Mistrz horrorów i tyle.


Właściwie trudno coś konkretnego napisać. Pierwsza część zbioru opowiadań mistrza horrorów z Liveroolu. Twórca scenariusza do pierwszego Hellrisera nie przebiera w środkach. Świetnie opisuje tajemnicze i nie do końca wyjaśnione nadprzyrodzone moce, obce byty zamieszkujące wraz z nami ten świat i równoległe.  W tej tajemniczości bardzo przypomina mi Lovecrafta - tam też nie mamy do czynienia z wszechwiedzącym narratorem i wiemy tyle ile on może nam opowiedzieć. 
W zbiorku m.in, Nocny pociąg z mięsem - na podstawie którego zrobiono niezbyt dobry film. Dla lubiących się bać i czekających na niewyjaśnione - polecam.

poniedziałek, 30 października 2017

(9,10,13/50) CS Lewis, Trylogia Kosmiczna

A tak konkretnie to: „Z milczącej planety”, „Pereleandra” oraz „Ta straszna siła”


Trzy książki, połączone jednym bohaterem, pewnymi wątkami i postaciami, a, przede wszystkim, Maleldilem. Tak na prawdę, głęboki traktat filozoficzny i teologiczny. 
Lewis tworzy w trylogii wizję wszechświata zamieszkanego przez różnego rodzaju stworzenia - cielesne i duchowe. Nad wszystkim czuwa stworzyciel i Pan Maleldil. Dr Elwin Ransom - lingwista - trafia, dość przypadkowo na Marsa zwanego Malakandrą. Zostaje tam zabrany przez jego znajomych, którzy jednak ukrywają prawdziwe cele wyprawy. Na miejscu Ransom uwalnia się i poznaje kilka gatunków? ras? Istot zamieszkujących tę planetę. Poznaje ich życie, zwyczaje i religię. Dzięki temu dowiaduje się m.in., że Ziemia, nazywana jest Milczącą Planetą gdyż opanowana została przez złe eldile - swego rodzaju duchy opiekuńcze (anioły?) planet. Na Malakndrze poznaje jednego z nich i zostaje odesłany na ziemię, z pewną misją, której jeszcze nie jest świadom. Ponadto ratuje Marsa przed wykorzystaniem przez opętanych złymi uczuciami ludzi. W tej części Lewis nakreśla swoją kosmologię i teologię. Jest to najbardziej „fantastyczna”, w znaczeniu sci-fi, a najmniej filozoficzno-teologiczna część.
W drugiej części, misja Ransoma, zostaje, w części, ujawniona. Zostaje on zabrany przez elendile na Wenus (tu Pereleandra), aby zapobiec poddaniu się pierwszej pary mieszkańców planety, kuszeniu przez złego. Zły elendil wykorzystuje ciało jednego z poznanych w pierwszej części złych ludzi, aby przybyć na Wenus i namawiać tamtejszą pierwszą kobietę do przeniesienia się na stały ląd, co zostało zakazane przez Maleldila. Proces kuszenia oraz próby minimalizowania jego wpływów przez Ransoma, a następnie fizyczną walkę bohatera ze złem wykorzystuje Lewis do zaprezentowania traktatu filozoficznego o wolności, grzechu, ograniczeniach, dobru-złu i wielu innych ontologicznych sprawach. Największym, dla mnie problemem, był fakt, że co prawda kuszenie się nie udało bo Ransom wyeliminował wroga fizycznie, ale w ten sposób Wenus została pozbawiona możliwości Odkupienia. I to mi się w tej teologii nie zgadza. Bo wydaje się, że celem Autora, nie było stworzenie jakiejś nowej koncepcji teologicznej, ale zaprezentowanie chrześcijańskiej antropologii i genezy grzechu i wolności. A może jednak się mylę? Może Lewis chciał pokazać jakiś ideał, utopię, świat bez grzechu, gdzie ze złem walczy się fizycznie i fizycznie się je eliminuje. Nie wiem, może za głupi jestem żeby zrozumieć Autora Opowieści z Narni. Walka ze złem nie pozostaje jednak bez wpływu na Ransoma. Nawiązując do Ewangelii o Niewieście, która zmiażdży głowę węża, a ten zmiażdży Jej piętę, a którą to Niewiastę utożsamia teologia z Maryją, Lewis opisuje ranę, jaką otrzymuje bohater książki, właśnie w piętę. Nie wiem czy jako anglikanin Lewis chce tu troszkę uszczypnąć katolików, czy po prostu podążył ścieżką skojarzeń, ale rana ta jest nieuleczalna i wpływa na stan zdrowia Ransoma, także w trzeciej części trylogii.
Trzecia i ostatnia część, najbardziej „fantasy” opisuje ostateczną walkę między ludźmi opętanymi przez złe elendile a grupką wiernych Maleldilowi skupioną wokół Ransoma. Ta książka, najdłuższa, najbardziej rozbudowana ukazuje z jednej strony cele złych elendilów, z drugiej zaś różne postawy ludzi wobec zła. Jedni się mu poddają. Inni są jego narzędziami i blisko współpracują. Jeszcze inni, zachowując sensus fidei, zauważają, że „jest coś nie tak”i szukają odpowiedzi. Ostateczne zwycięstwo należy do … Kto przeczyta ten zobaczy. W tej części ważną postacią staje się czarodziej Merlin. Autor Pakamerii przypomina tutaj jeden z mitów arturiańskich, w którym to Merlin jest w rzeczywistości jednym z pierwszych chrześcijan, tu - wyznawców Maleldila i jego sługą.
Warto przeczytać trylogię. Nie jest to prosta, łatwa i przyjemna lektura. Ale daje sporo do myślenia i pobudza do poszukiwania odpowiedzi na ważne pytania, również teologiczne. Jednak jeśli ktoś się spodziewa Narni w kosmosie to się zawiedzie.