„Repetitio est mater studiorum” mawiali starożytni. Współczesna dydaktyka mówi: „przez zabawę do wiedzy”. Niestety, praktyka wskazuje, że zabawa prowadzi do zabawy, a nie wiedzy. Uczniowie coraz mniej wiedzą, a coraz więcej się bawią. W edukacji dominuje tendencja do nauczania umiejętności z pominięciem wiedzy encyklopedycznej, która stała się synonimem zła. Krótko – nie ważne CO, dlaczego i po co coś robisz, ważne że umiesz TO zrobić. Ale powiedzmy sobie szczerze – każdą umiejętność należy budować na wiedzy. Nie będę dobrym mechanikiem samochodowym, jeśli nie będę WIEDZIAŁ jak działa auto. Nie będę dobrym architektem jeśli nie będę WIEDZIAŁ w jakich warunkach dom się ostoi, a w jakich upadnie. Ponadto nauczanie jedynie umiejętności zawęża horyzonty i sprowadza się do produkcji siły roboczej, a nie twórczej jednostki. Podkreślę, że nie pomniejszam wagi umiejętności, ale uważam, iż jest ona wtórna w stosunku do wiedzy. Najpierw muszę „coś” wiedzieć, a następnie nauczyć się „to” wykorzystywać.
W takiej atmosferze pani minister Hall oferuje nam wszystkim – nauczycielom, rodzicom, dzieciom – kolejne reformy, które de facto są eksperymentami na najmłodszych. Jedną z tych reform jest nowa podstawa programowa. Jako, że jestem historykiem skupię się na tym właśnie przedmiocie. Nowa podstawa ma dwie najważniejsze cechy – ściśle określony zakres materiału oraz ciągłość miedzy gimnazjum i liceum.
Analizę zacznę od tej drugiej cechy. Sentencja z początku niniejszego tekstu wskazuje na poprawność dotychczasowego rozwiązania – uczeń w gimnazjum zdobywał podstawy, a poszerzał wiedzę w liceum. Oczywiście nie był to system bez wad. Problemem była trudność z realizacją całego programu – symboliczna jest tu sprawa II Wojny światowej i okresu powojennego. Jednak wynika to, przede wszystkim, ze skrócenia czasu nauki historii, poprzez wprowadzenie gimnazjów i skróceniu nauki w liceum z 4 do 3 lat. Jest to także skutkiem niedostosowania wymagań do reformy szkolnej min. Handtkego – program gimnazjum był przeładowany, a w liceum ograniczony (np. na poziomie podstawowym to praktycznie powtórka gimnazjum tyle że w układzie problemowym, a nie chronologicznym). Tematy dotyczące historii gospodarczej mogły być „przerzucone” do liceum. Po wprowadzeniu gimnazjów wszyscy musieli uczyć się tego systemu – autorzy programów, podręczników i nauczyciele. Kiedy wszystko zaczęło się normować – przyszła pani Hall i burzy porządek. Należy sobie zdać sprawę z faktu, że w obecnej sytuacji uczniowie pozbawieni zostali wielu istotnych tematów z historii Europy i Polski. Absolwent gimnazjum, który nie wybierze profilu humanistycznego w liceum zakończy edukację historyczną w 1 klasie, podczas której będzie poznawał sytuację po I wojnie światowej aż do czasów współczesnych. Nie dowie się więc (bo nie znajdziemy tego w zakresie materiału podstawy programowej gimnazjum) o Aleksandrze Wielkim, a Polska pojawia się Deus ex machina, bo o Słowianach ani słowa, tak jak o Wikingach. Oczywiście nauczyciel może zrealizować temat, którego nie ma w podstawie, ale… nie może ich wymagać, gdyż wymagania są ściśle zwiane z podstawą, oraz może nie „wyrobić” się z realizacją podstawy. W ten sposób pani minister pozbawia młodzieży, a następnie polskich obywateli, wielu elementów tożsamości historycznej – kultura hellenistyczna, słowiańska oraz politycznej – słowiańskie opole. W jaki sposób budować postawę obywatelską i patriotyczną, czy – tak modną dzisiaj – europejską?
W analizowanym systemie uczeń liceum, który nie zdaje matury z historii, pozbawiony zostaje możliwości problemowego rozważania przeszłości, co kształtuje zmysł analityczny i umiejętność obserwowania świata oraz wyciągania wniosków.
Druga cecha podstawy programowej – ścisłe określenie zakresu materiału, o czym już kilka słów było wyżej pociąga za sobą dalsze, negatywne, skutki. Nauczyciel, mianowicie, traci „wolną rękę” prowadzenia narracji, gdyż musi skupić się na wymaganiach egzaminacyjnych tożsamych z treściami podstawy programowej. Wysoki wynik egzaminu gimnazjalnego jest przepustką do dobrego liceum, dlatego też ani uczniowie, ani nauczyciele nie mają motywacji do zgłębiania historii. Szkoła, w coraz większym stopniu, staje się kursem przygotowawczym do egzaminów zewnętrznych, a nie miejscem kształtowania młodego umysłu w kierunku wszechstronności i samodzielności innymi słowy – krytycznego i twórczego myślenia. Kluczem edukacji staje się klucz egzaminu, który – co prawda – daje pewną elastyczność egzaminatorom, ale uczeń wybitnie wyłamujący się ze schematów, nie ma szans w konfrontacji z systemem.
Szkoła polska zmierzw więc ku przepaści, w której znajduje się cały system edukacji zachodu, a który to jest wzorcem dla naszej pani minister. Za parę lat możemy się spodziewać wykwalifikowanych robotników, posiadających – być może – umiejętność w swojej dziedzinie, ale nie rozumiejących i nie tworzących kultury narodowej, europejskiej, ludzkiej.
Na koniec smutna konstatacja – z rozmów z nauczycielami wynika, ze tylko jednostki pochwalają działania pani Hall. Nie widać jednak takich manifestacji organizowanych kiedyś „spontanicznie” przez pedagogów i uczniów przeciw ministrowi Giertychowi. Nikt nie krzyczy „Hall do wora, wór do jeziora” jak wtedy, choć dzisiejsza reforma jest dużo bardziej szkodliwa niż „kosmetyka” Giertycha. Czyżby znów strach przed powrotem Pis zwycięż nad zdrowym rozsądkiem?
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz