środa, 22 stycznia 2014

Dokąd zmierza Christianitas?

Skrócona i mniej uładzona wersja poniższego tekstu pojawiła się jakiś czas temu na facebooku jako komentarz do wypowiedzi pana dr. Pawła Milcarka. Pozostała bez odzewu.

Oto garść przemyśleń dotyczących obecnej kondycji pisma Christianitas i środowiska autorów, które je tworzy. Otóż odnoszę wrażenie, że Pan dr Milcarek jak i całe środowisko Christianitas żyje sobie w jakiejś ułudzie, w innym świecie. Chodzą do kościoła na Msze trydenckie, korzystają z sakramentów w dawnej formie jeżdżą na rekolekcje do tradycyjnych benedyktynów do Francji i właściwie odgradzają się od tego co się dziś dzieje w Kościele. Jakby nie zauważali, powiedzmy delikatnie, dziwnych czy też niezrozumiałych działań Ojca św. Franciszka; jakby nie widzieli, że „tradycja” ma się teraz znacznie gorzej i, tak jak za Benedykta księża deprecjonowali zalecenie czy wzory płynące z Rzymu, tak teraz każdy gest czy każde słowo ma rangę dogmatu.
Mimo zaklinania rzeczywistości przez dr. Milcarka, że treść adhortacji Ojca św. w żadnej mierze nie dotyczy „tradsów”, prawda jest inna. To o czym pisze Ojciec św. w adhortacji jak najbardziej dotyczy „tradsów”, dlatego, ze niezależnie od naszych intencji i wewnętrznych predyspozycji tak właśnie jesteśmy postrzegani przez mainstream Kościoła – jako sentymentalni, nie przejmujący się Ewangelią, elitarni, faryzeusze etc. Każdy kto miał do czynienia z przeciętnym księdzem wikarym czy proboszczem w jakiejkolwiek sprawie dotyczącej szeroko pojętej „tradycji” (prośba o chrzest w dawnej formie, postawienie krzyża na ołtarzu czy też przywrócenie wyrzuconego krzyża procesyjnego stojącego dotychczas obok ołtarza etc.) słyszał właśnie takie argumenty. Tak nas widzi i papież, i nam dostaje się najbardziej we wspomnianej adhortacji. Jeśli ktoś tego nie zauważa musi naprawdę nie chcieć tego dostrzec, albo sam siebie oszukuje. To mniej więcej tak jak w dzisiejszej publicystyce politycznej – nie popierasz Tuska toś pisowiec (tak jest postrzegany autor niniejszego tekstu, choć na Kaczyńskich ani na PiS nie głosował ). Szkoda, że Pan Paweł zatracił to czym zdobył sobie mój wielki szacunek – umiejętność powiedzenia tak, tak, nie, nie.

Może nie powinienem, ale pod Pana dr. podpinam też działanie całego środowiska Christianitas – boć On to przecież jest rednaczem pisma. Dziś taki ktoś jak ja – mieszkający w mieście gdzie z Mszy NFRR może wysłuchać u „lefebrystów” i  to też z trudnościami, do innych nie jest w stanie dotrzeć ze względu na obowiązki stanu, a o innych sakramentach może pomarzyć – nie ma żadnego środowiska, w którym miałby wsparcie. Kiedyś można było choć poczytać Christiantas, które dziś stało się elitarne i skierowane do zupełnie nieprzeciętnego odbiorcy (może to źle o mnie świadczy, ale studia historyczne mam skończone, także teologia znalazła się wśród kolejnych fakultetów, a i tak nie mogę przebrnąć przez niejasne analizy i język rodem ze specjalistycznych pism filozoficznych. Spójrzcie na tytuły artykułów w najnowszym numerze: Papież jako wydarzenie(?), Teodycea diabła (?)).  Obecnie środowisko Christianitas chce podążać Benedyktową hermeneutyką ciągłości i nie narażać się nikomu, choć Benedykta już nie ma a  hermeneutyka ciągłości ukazana jest w działanich podjętych w celu spacyfikowania Franciszkanów Niepokalanej.


Tak naprawdę pismo odsunęło się od swojego czytelnika (do dziś mam wszystkie numery Ch. Od 1 do 49), być może jednego, ale odnoszę wrażenie, ze jednak nie jestem osamotniony w takim odbiorze. Dziś Christianitas nie jest tym czym było – pismem edukującym, kształtującym i formującym środowisko tradycji. Dziś jest pismem, a właściwie biuletynem szczególnej grupy, która to o co walczyła za pontyfikatu bł. Jana Pawła II, otrzymała (to nic, ze inni nie mają dostępu do liturgii, to nic, że, szeroko pojęta „tradycja” jest dziś, nie bójmy się tego słowa, prześladowana) i teraz może się zająć takimi „problemami” jak melancholia (nr 44), polityka (nr 45-46), romantyzm (nr 47) muzyka (nr 50). To wszystko było obecne i wcześniej, ale clou stanowiła kultura, liturgia, teologia i to w miarę przystępny (nie koniecznie prosty czy prostacki) sposób podawana. Kiedyś Christianitas było głosem w Kościele opowiadającym się za powrotem do tradycyjnej liturgii i dyscypliny, głosem słyszalnym i zauważalnym. Tym bardziej, że w żaden sposób nie mogli być powiązani ze „schizmatyckim” (celowo w cudzysłowie) Bractwem Św. Piusa X. Dziś redaktorzy pisma biorą udział w dyskusjach filozoficznych, które nijak nie przystają do rzeczywistości, a maja wiele z „bicia piany” i  w żaden sposób nie przekładają się na praxis. Przykro mi, ale tak to widzę. Wiem także, że jest to świadomy wybór redaktorów i ich prawo (tak samo jak moim prawem jest napisać słowa krytyki) – taką drogę wybrali, nie wiem dokąd zmierzają. I bardzo tego żałuję.

20 komentarzy :

  1. Znakomity tekst, w pełni się z nim zgadzam. Christianitas miało fajne "nowe otwarcie", ale po powrocie red. Milcarka coś się jakby posypało.
    Liczę na częste wpisy Samotnego Wilka, przywracam go do w linkowni mojej blogosfery.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za ten wpis, myslę że dużo w nim racji. Ten paraliż środowiska Christianitas jest być może reakcją obronną, próbą nie utracenia "koncesji". Znam taki przykład autocenzury ze strony księdza odprawiającego Mszę w NFRR w jednym z seminariów. Nawiązałem z nim kontakt licząc na jakies wsparcie w moich staraniach o przywrócenie Mszy łacińskiej w mojej parafii ( seminarium i moja parafia to ten sam zakon) . Ksiądz wyraźnie przestraszony ( chyba popularnoscią Mszy wśród kleryków) odżegnywał się od pomocy mówiąc że "papież sobie tego ( NFRR) nie życzy" .
    Wydaje się że brakuje lepszej współpracy takich srodowisk, a przecież istnieje chociażby lista osób na stronie "Fidelitas" ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Serdecznie dziękuje za słowa wsparcia i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rafał Narajczyk,

    Walka o Mszę, czy inny rodzaj posługi - to bez wątpienia doswiadczenie trudne, a pańskie informacje o reakcjach "mainstreamu" przenoszonych w "dół" tylko to potwierdzają.
    Warto też zauważyć , że pojawiają się inicjatywy (chociażby Una Voce), które mogą być pomocne na płaszczyźnie formalnej w staraniach o realizację prawa do Mszy w ramach SP. To czego brakuje mi najbardziej, to kształcenia ustawicznego, dostępnego dla zainteresowanych swieckich.
    Od praktycznych kursów dla ministrantów, poprzez planowe wykłady z zakresu historii, teologii, filozofii. Zdaje sobie sprawę, że to trochę naiwne oczekiwanie w sytuacji kiedy nawet w seminariach obowiązujący jest Bultmann , czy Rahner , a benedyktyni i jezuici układają mandale. Jednak brak takiego kształcenia na które mogliby się i z czasem otworzyć klerycy w seminariach powoduje, że sama liturgia pozbawiona jest kontekstu historycznego, czy doktrynalnego - z którego wyrasta , przez co łatwo może być oklejona etykietą "dla pomponiarzy" - ludzi przywiązanych do koronek , ewentualnie, zgodnie z najnowszą nomenklaturą - "dla pelagian".
    Krótko mówiąc przekroczenie pułapu "szklanego sufitu" wymaga lepiej zorganizowanego kształcenia. Same portale internetowe, czy blogi nie załatwią sprawy, choć są bardzo potrzebne w ramach jakiejś budowy wspólnoty.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę, że nieporozumieniem jest zarzucać środowisku Christianitas, że przyjmuje linię niekonfrontacyjną, bo zawsze taką miało. Za pontyfikatu Benedykta XVI bardzo to procentowało, kto mógł przypuszczać, że nastąpi potem taka zmiana.

    Skoro ma Pan w swoim mieście kaplicę Bractwa, to zamiast narzekać, że nie ma Pan tradycyjnego środowiska, proszę tam pójść i poznać tamtejszą wspólnotę. Na pewno będzie z tego dużo większa korzyść, niż z czytania najlepszego nawet periodyku.

    Z Panem Bogiem,

    OdpowiedzUsuń
  6. Zarzucam środowisku Christianitas, nie tyle niekonfrontacyjną linię ile:
    1. Przemilczanie pewnych spraw lub oszukiwanie siebie i innych (vide casus p. Barcikowskiego).
    2. Zmienienie periodyku będącego ważnym elementem środowiska tradycyjnego w elitarny biuletyn filozoficzny z elementami teologii i liturgii
    3. Niewykorzystanie szansy na stanie się przedstawicielem polskich tradycjonalistów. Coś co sam p. Milcarek zarzucał kiedyś braciom Kaczyńskim (niewykorzystanie konfederacji) w polityce. Christianitas oraz sam p. Milcarek byli bowiem rozpoznawalnym i ważnym głosem (jak pisałem wyżej) i niestety nie chcieli/nie mogli/ nie dali rady (nie wiem) stanąć na czele tych ludzi.
    Co do kaplicy Bractwa:
    1. Bywam, acz rzadko. Środowisko znam od lat.
    2. Czytanie periodyku miało być wstępem do łączenia ludzi, edukowania i budowania środowiska ogólnopolskiego.
    3. Problem leży też w tym o czym sam Pan pisze (być może nieświadomie) - ja nie szukam środowiska tradycyjnego dla mnie. Ja żałuję, że Christianitas (przepraszam, ze się powtarzam) nie skorzystało z szansy i możliwości jakie miało do stworzenia środowiska ogólnopolskiego. A tak "każdy sobie rzepkę skrobie". To co napisałem we wpisie : "Dziś jest pismem, a właściwie biuletynem szczególnej grupy, która to o co walczyła za pontyfikatu bł. Jana Pawła II, otrzymała (to nic, ze inni nie mają dostępu do liturgii, to nic, że, szeroko pojęta „tradycja” jest dziś, nie bójmy się tego słowa, prześladowana) i teraz może się zająć takimi „problemami” jak melancholia (nr 44), polityka (nr 45-46), romantyzm (nr 47) muzyka (nr 50). " Czyli Ja mam reszta mnie nie interesuje.
    Mam nadzieję, ze wyjaśniłem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Uważam, że nie można mieć do nikogo pretensji, że kiedyś robił więcej dla sprawy a teraz robi mniej i zajmuje się innymi tematami. Nawet jeśli robi to pod starym szyldem. Rzeczywiście wszyscy oczekiwali, że Christianitas stanie się think-tankiem post-indultu, ale takim się nie stał. Pismo bardzo stroni od praxis, a rozpływa się w filozofię mało zrozumiałą dla przeciętnego post-indultowca. Tym nie mniej nie wiązałbym działalności samego pisma z działalnością poszczególnych osób z Redakcji. Każdy kto trochę lepiej zna te osoby wie, że dużo robią na polu praxis. Być może częściej na swoim podwórku, ale często jest taki ogrom roboty lokalnej, że trudno wymagać od kogoś, aby angażował się na skalę ogólnopolską.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedzmy, że mam pretensje (a może raczej żal), dlatego, ze na skalę ogólnopolską mogą/powinny (bo więcej zdziałają) się angażować osoby znane na tę skal ę. A takim są p. Milcarek i redakcja Ch. Tak jak pisałem - niewykorzystane zasoby.

      Usuń
  8. Ad. "2. Czytanie periodyku miało być wstępem do łączenia ludzi, edukowania i budowania środowiska ogólnopolskiego."

    Jakie cele powinno mieć takie "środowisko ogólnopolskie"? Co powinno robić? Czym się zajmować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A choćby tym o czym pisze jeden z przedmówców: cytat:" To czego brakuje mi najbardziej, to kształcenia ustawicznego, dostępnego dla zainteresowanych swieckich.
      Od praktycznych kursów dla ministrantów, poprzez planowe wykłady z zakresu historii, teologii, filozofii. Zdaje sobie sprawę, że to trochę naiwne oczekiwanie w sytuacji kiedy nawet w seminariach obowiązujący jest Bultmann , czy Rahner , a benedyktyni i jezuici układają mandale. Jednak brak takiego kształcenia na które mogliby się i z czasem otworzyć klerycy w seminariach powoduje, że sama liturgia pozbawiona jest kontekstu historycznego, czy doktrynalnego - z którego wyrasta , przez co łatwo może być oklejona etykietą "dla pomponiarzy" - ludzi przywiązanych do koronek , ewentualnie, zgodnie z najnowszą nomenklaturą - "dla pelagian".
      Krótko mówiąc przekroczenie pułapu "szklanego sufitu" wymaga lepiej zorganizowanego kształcenia. Same portale internetowe, czy blogi nie załatwią sprawy, choć są bardzo potrzebne w ramach jakiejś budowy wspólnoty. "

      Usuń
    2. Ja jednak będę dalej bronił "Christianitas". Nigdy nikt nie obiecywał nic ponad pismo, wydawnictwo, stronę internetową, czasem jakąś prelekcję. Trudno odpowiadać za cudze nieuzasadnione nadzieje. Co do kształcenia ustawicznego, to mamy Akademię "Tradycja i Przyszłość" pana Robaczewskiego. Mamy wielu ceremioniarzy, którzy uczą liturgii i księży i świeckich. Mamy wiele innych inicjatw.

      A że nie ma jednego szyldu, jednej struktury organizacyjnej? W tym się objawia przewaga Bractwa św. Piusa X, że ma ksieży-misjonarzy i konkretny plan działania. Plus finansowanie. Dlatego działa profesjonalnie, zakładając kolejne dzieła. Pospolite ruszenie świeckich, obarczonych rodzinami i codzienną walką o byt nigdy takiego poziomu nie osiągnie.

      Usuń
    3. O tym piszę. Środowisko Christianiats miało w pewnym momencie "swoje 5 min." - silne pole "rażenia" i stało się rozpoznawalne nie tylko na niwie tradycji. I kompletnie tego nie wykorzystało. I tylko o to mi chodzi.

      Usuń
  9. Gdzie ma sie dziac owa edukacja,w jakich budynkach, kościołach, wydawnictwach,kto bedzie w tym uczestniczył? Za czyje pieniądze? Wydano 50 nr Christlianitas, pełno książek, powiedziano setki wykładów, przeprowadzono i przeprowadza sie kursy ministrantów, szkoli ksieży.Można powiedzieć
    ,że to nic gdy się samemu coś zrobi /chociaż przyjdzie na wykład, dyskusję, kupi książki, pomodli w tej intencji/ Moze po latach wystawiania twarzy na kolejne razy pan Milcarek ma dość. Dla tradsów zbyt miękki, dla biskupów zbyt tradycyjny.Żal mozna mieć, ale myślę,że Milcarek też może mieć żal jako niewykorzystany zasób.

    OdpowiedzUsuń
  10. CKiT organizuje takie wykłady. Takie wykłady nie będą miały jednak nigdy charakteru masowego a jedynie będzie to oferta dla 1% ciekawskich, którzy maja czas w sobotę. Konkretną siłę rażenia miałyby wykłady organizowane przez samych księży po Mszach. Ewentualnie jakiś tradsowy e-learning dla kleryków mógłby być ciekawą ofertą....
    Myślę, że ze szkoleniem ministrantów nie ma problemu i załatwia się to przez zwykły networking wśród tradsów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, ze to się dzieje, jednak bez porównania jest siła oddziaływania CKiT w porównaniu do Christianitas parę lata temu. Stąd pisze i powtarzam się po raz kolejny - moim zdaniem nie wykorzystano szansy, którą dawała koniunktura. Zwłaszcza, ze pan Milcarek sam zauważył dokładnie to samo u braci Kaczyńskich krytykując w jednym z numerów Ch. (o ile dobrze pamiętam) ich nieumiejętność do zagospodarowania, jak to nazwał "konfederacji". Okazało się, że sam tego nie potrafił zrobić w swoim środowisku.

      Usuń
  11. Dobry wieczór!

    Odnośnie do tytułu tego bardzo ciekawego wpisu:

    Zmierza tam, gdzie zmierzać ma - zgodnie z wcześniej określonym programem.

    Szkoda tylko, że w tym samym kierunku (choć bez charakterystycznych dla "Christianitas" dłużyzn) zdaje się zmierzać (aktualnie dwumiesięcznik) "Zawsze Wierni" - pismo to staje się magazynem społeczno - religijnym "o skrzywieniu tradycyjnym". Nieźle się to czyta. Może się czegoś wartościowego dowiedzieć. Czy jednak istotą tego pisma ma być przestrzeganie przed zagrożeniami związanymi z różnymi przejawami kutlury masowej oraz tak zwanych mediów - z jakimś katolickim "lukrem"?

    Zastanawiam się, czy warto wydawać pieniądze na którykolwiek z odnośnych periodyków.
    Wartościowe felietony księdza Edwarda Wesołka mogę przecytać lub skopiować bez kupowania całości.

    Z poważaniem,

    OdpowiedzUsuń
  12. Proszę, nieco prawdy zostało dopuszczone do głosu. I tak delikatnie. Jest wielu kapłanów którzy po kryjomu budują ołtarze i wszystko czynią aby godnie rozpocząć składanie Najświętszej Ofiary. Pan Milcarek ma rodzinę i dzieci i nie będzie tam bronił jakiegoś nienowoczesnego Księdza B. Na tradycji można było się wywindować i zdobyć wiedzę o której jakiś novuskowy kapłan może tylko pomarzyć. Dziś tradycja kosztuje . Wspieranie kapłanów którzy są sekowani w tym i ekonomicznie za ciągoty do Tridentiny. W środowisku warszawskim taki dziennikarz może utonąć i nie zmieścić się w salonie prokurującym koncerty w katedrach i zielarskie przyjęcia w podziemiach kościoła św. Augustyna. To środowisko ma już Biskupa. Głównego wykonawcę nieudanego usunięcia Krzyża sprzed pałacu pseudoprezydenta. Katolicki myśliciel? Dziennikarz?Publicysta? Co wam się w głowach poprzewracało? Katakumby i ratuj się kto może.Organizujmy się mimo ludzkich słabości. Jestem wdzięczny Autorowi i pewnemu Kapłanowi za podesłanie tekstu i adresu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie godzi się zarzucać takich niegodziwości p. Milcarkowi, zwłaszcza gdy tchórzowsko kryjesz się pod maską Anonima. Załóż własny periodyk, skrzyknij kolegów, zobaczymy, kogo wyedukujecie i jak.
      Problem pism takich jak Christianitas i Zawsze Wierni (słusznie pisze o tym p. Japolan) oraz Polonia Christiana jest taki, że tematy, na których pisma bazowały, zostały wyczerpane. Ile razy można pisać o tym samym?! A pomysłu na coś równie ważnego i świeżego nie ma. Christianitas miałoby sporo ważnych tematów wg nas, dawnych czytelników, ale ich nie porusza. Jak żyć ?

      Usuń
  13. P.Narajczyk poruszył istotny problem obecnego eksluzywizmu samego pisma , być może w jakiejś mierze również środowiska. Wysoki poziom pisma i kontakty zrodziły pewną siłę przebicia, która mogła zostać wykorzystana lepiej. Tak się nie stało, ma to swoje przyczyny i tyle.
    To z czym boryka się dzisiaj przeciętny katolik pukający do proboszczowskich drzwi o "Mszę", czy , jak napisałem- inną formę posługi - to niezrozumienie i czasem wrogość ponieważ przeciętny decydent nie tylko nie zna zapisów SP ale nie kojarzy takiego "tradsa" z niczym w polskim Kosciele do czego mógłby go "przypiąć" Środowisko Christanitas było mocno rozpoznawalne właśnie w środowiskach kościelnych i mogło stworzyć "brand" który byłby wykorzystywany w takich rozmowach. Tak się nie stało ale bynajmniej nie dostrzegłem tutaj zarzutu niegodziwości wobec p.Milcarka i środowiska - to raczej z powodu niewykorzystanych szans. Po co te kłótnie, Krusejderze ?
    To czego się obawiałem, już w trakcie zeszłorocznego możliwego pełnego pojednania Bractwa z Rzymem to właśnie jałowych sporów tradycjonalistów, którzy w końcu "ustawią wszystko po swojemu"
    Własnie dlatego wiele lat temu biorąc udział w tworzenie bractwa szkaplerznego w Gdańsku ( u karmelitów) zraziłem się do tego środowiska z powodu swarliwości i kłótni o akcydensy, dla których niektórzy "trasi" gotowi są toczyć najbardziej zażarte boje...z innym "tradsami".
    Może warto to przemyśleć i wspierać się w działaniu - krytykując roztropnie ?

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry!

      Obawiam się, że niekiedy sytuacja bywa jeszcze poważniejsza od przedstawionego przez Pana obrazu. Nie chodzi o to, że ludzie spotykają się z niechęcią proboszczów,

      Proszę pozwolić na wskazanie przykładów z "lubelskiej łączki",

      Niekiedy ksądz celebrujący (a przynajmniej wyrażający gotowość sprawowania) Mszy Świętej tradycyjnej spotyka się z odrzuceniem innych księży (np. pracujących w tej samej parafii lub innej podobnej strikturze). Ksiądztaki bywa "wyłączony" w różnych aspektach ("wymiarach") - niekiedy nie udostępnia mu się łącza internetowego, z któgo korzysta reszta "personelu parafialnego". To jednak mało: spotkałem proposzcza, który po cichu przyznaje się do sprawowania Mszy Świętych tradycyjnych w tajemnicy przed parafianami - czyli niejako "sobie a muzom" (jeśli wolno odwołać się do Antyku).

      Zdarzają się jednak zaskakująco pozytywne sygnały, także związane ze sprawowaniem NOM. Niedawno dotarła do mnie relacja o bardzo pozytywnym komentarzu pewnej dziewczynki do interwencji JE księdza arcybiskupa Stanisława Budzika (komentarz: "Biskup przerwał ten cyrk."). Metropolita Lubelski uczestniczył w jubileuszu prezbiteriatu Proboszcza jednej z parafii na lubelskim Czechowie. W trakcie NOM miała miejsca "akademia ku czci" - życzeniom, podziękowaniom i tym podobnym zachowaniom mogło nie być końca. Deo gratias, do akcji wkroczył Arcybiskup Lubelski, który "towarzystwu" zakomunikował: "To ani czas, ani miejsce na takie rzeczy,".

      Doświadczenie uczy, że wokół jednego kapłana katolickiego może szybko zgromadzić się katolicki lud, jeśli kapłan ten pobożnie sprawuje niewątpliwie katolicką liturgię oraz głosi prawdziwe kazania. Przeciwko czemuś takiemu - zwłaszcza poza gettami dla tradycjonalistów (w rodzaju lubelskiego "Introibo") piekło protestuje. Oto przykład: W poprzednią niedzielę tradycyjną Mszą Świętą w lubelskim Kościele p.w. Świętej Rodziny udało się zacząć około godziny 20-tej (czyli z opóźnieniem 45 minut), ponieważ wcześniej darła się (przy wsparciu "na full" ustawionej aparatury nagłaśniającej) dzieciarnia i młodzież. Nadzorował to wszystki jakiś mężczyzna w sutannie (z tak wysokim czołem, że zapewne aniołkowie mogliby się w nim przeglądać). Na nic zdało się zwrócenie lokalenemu radnemu z PO na to, że uniemożliwiają odprawienie Mszy Świętej. Nie było miłosierdzia dla ludzi (w tym małych dzieci), modlitewnie oczekujących w kaplicy na tradycyjną Mszę Świętą). Jakby organizatorom owego istnego sabatu ktoś dusze sadzą zbeszcześcił. Ksiądz wyszedł ze Mszą Świętą, gdy "towarzystwo" przestało "męczyć głośniki". Rozmodlenie ludzi było bardzo duże - moim zdaniem, dało się odczuć szczególne łaski z Niebios.

      Pan Bóg potrafi działać niezależnie od "czcicieli Gandalfa (Białego) i Aslana". Może to i lepiej, że niektórzy "koncesjonowani tradycjonaliści" w sposób jawny "odlatują".Niech lecą - a my trzymajmy się Pana Boga, zwłaszcza przy pomocy niewątpliwie katolickiej liturgii.

      Wolny jestem od jakichkolwiek pretensji wobec "Christianitas" i tegoż środowiska. Chrystus Pan założył Kościół na fundamencie Piotrowym, a nie Milcarkowym.

      Z poważaniem,

      Usuń