Waldemar Łysiak to mój mistrz. Dzięki Niemu zostałem
historykiem, dzięki Niemu poznałem kulisy polityki, dzięki niemu zgłębiam
tajemnice sztuki, dzięki Niemu pisałem pracę magisterską o Księstwie
Warszawskim.
Nie jestem jednak apologetą Mistrza i widzę, że ma gorsze i
lepsze czasy. Najlepsze to te najdawniejsze – publicystyka, eseistyka, powieści
i opowiadania. Z bardziej współczesnych jedynie Statek, Cena i MBC mogą im dorównać.
Nie podzielam tez wszystkich poglądów Autora Satynowego
Magika, zwłaszcza nie zgadzam się z blskomiotną, że użyję neologizmu Jego
autorstwa, idealizacją dwóch postaci – Napoleona Bonapartego oraz Józefa
Piłsudskiego.
Niewątpliwie najlepszym Łysiak jest eseistą i to w tematach
mu najbliższych – Napoleona i Sztuki (Wyspy
Bezludne, Wyspy Zaczarowane, Napoleonida, Asfaltowy Saloon, MW etc.).
Trochę słabszym powieściopisarzem. Zauważyłem niejako trzy nurty powieściowe u
Mistrza – historyczna (Ostatnia Kohorta,
Szachista, Milczące Psy), sensacyjna (Konkwista,
Perfidia, Najgorszy, Lider) oraz powieści fantasmagoryczne (Statek, Flet z Mandragory), do której
należy też najnowsza – Satynowy Magik.
Najsłabsza to, chyba, Ostatnia Kohorta,
której zakończenie wydaje się pisane w pośpiechu i nagle, jakby Mistrzowi
rozwinęła się powieść nad miarę, a pomysły na kontynuację fabuły się kończyły.
Jest też Łysiak publicystą. Jednak po przeczytaniu 6 tomów
Łysiaka na łamach odnosi się wrażenie, że „to już było”. Mistrz zaczyna
powtarzać tezy, myśli, bon-moty. Usprawiedliwiam to tym, że każdy tekstu ma
trafić do innego odbiorcy , a nigdy dość powtarzania truizmów, aby przekonać
nieprzekonanych.
Niestety w przypadku powieści fantasmagoryczno –
politycznych też zaczynam odnosić wrażenie powtarzalności. Niemal w każdej
powieści Łysiaka schemat jest podobny. Główny bohater to człowiek prawy, choć
nie bezgrzeszny. Obok niego pojawia się ktoś zepsuty, kto będzie starał się
sprowadzić Głównego na złą drogę. W niemal każdym dziele autora znajdziemy też
zażarte dysputy pomiędzy katolikami (lub zwolennikami katolicyzmu) a wrogami
Kościoła (przy czym ten pierwszy nie musi być wierzący, a ten drugi ateistą).
Ponadto Łysiak z lubością i wulgarnym realizmem opisuje zło. Jakby się nim
fascynował. Czyżby te dwie ostatnie sprawy wskazywały na jakąś wewnętrzną walkę
samego Mistrza?
Nie inaczej jest w najnowszej powieści Łysiaka Satynowy
magik. Bohater, mieszkaniec Galicji, zostaje wysłany przez wuja, wiedeńczyka i
zwolennika Hitlera, na studia do – nieistniejącego – Germanhaven (Niemiecki
raj?) Tam poznaje kolegę – libertyna, który nazywa się dość oryginalnie: Satin
Retea (AEternitas?) i z którym zaczynają łączyć bohatera specyficzne
stosunki.
Opowieść jest sprawna i wciągająca oraz nieprzewidywalna.
Jednak momentami czytelnik odnosi wrażenie, że „to już było”. Znów są dyskusje
pro i anty katolickie, a nawet pro i anty teistyczne. Znów pojawia się Łysiak –
historyk sztuki i eseista, opowiadający ustami swych bohaterów o malarstwie Caravaggia
et consortes. Znów znajdujemy Łysiaka publicystę, który znienacka przenosi się
do współczesności i poucza.
Historia powolnej przemiany zwykłego mieszczanina w agenta i
ponowna próba uwolnienia się od złego, przetykana jest, wspomnianymi wyżej, wtrętami.
Sama fabuła mogłaby się zmieścić w opowiadaniu, wydaje się więc, że clou dla
Mistrza stanowią właśnie te „wtrącenia”, a nie główny wątek. Zwłaszcza, że
zakończenie jest cokolwiek podobne do Ostatniej
Kohorty – nagłe, szybkie i na kilku stronach. Zupełnie odbiega od powolnie
budowanej narracji i wygląda jakby napisane na siłę.
Powieść jest jedną z lepszych w pisarstwie Łysiaka ostatnich
lat i pozostaje on moim Mistrzem. Chciałby się jednak przeczytać coś bardziej
przełomowego, na wzór Statku czy Ceny. Mimo zastrzeżeń polecam Satynowego Magika bo to i tak kawał
świetnej literatury – popis erudycji, sporo wiedzy i jeszcze więcej materiałów
do przemyśleń.
Po przeczytaniu kolejnej opinji cenionego przeze mnie fana Łysiaka, ze spokojem odpuszczam zakup tej książki. Nie ma sensu wydawać kilkadziesiąt zł tylko po to, by po lekturze wystawić książkę na allegro. Ale serja kiepskich powieści WŁ wygląda już dramatycznie: Magik, Czwórka, Lider, Najgorszy, Kohorta, Kielich. Zaś zważywszy, że Cena to wcześniejszy pomysł na sztukę, mamy już 18 (!) lat od czasu Statku, który był jak był, ale przetrwał upływ czasu.
OdpowiedzUsuńKrusejderze, zakup sobie odpuść, ale nie odpuszczaj przeczytania - może zmienisz zdanie.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń