czwartek, 9 lutego 2012

Lwów


Miasto robi ogromne wrażenie i wygląda dużo lepiej niż Wilno, choć to drugie jest w Unii i wpompowano weń ogromne pieniądze. Lwów, gdyby należał do Polski, byłby wielką konkurencją dla Krakowa.
Niestety przez dwa dni zorganizowanego wyjazdu trudno poczuć oddech miasta, jednak choć troszkę trzeba spróbować. Leopolis jest piękne, jest zadbane, choć czasem na ulicach widać kontrasty społeczne. Jednak jego klimat tworzą małe, wąskie uliczki pośród kamienic, gdzie babuleńki sprzedają pierogi z kapustą lub mięsem. Tworzą go też targowiska, na których można kupić ikony, wełniane skarpety i starocie. Niezwykle ważnym elementem natury Lwowa są świątynie – prawosławne obok greckokatolickich; kawałek dalej katedra ormiańska (przepiękna choć wnętrze pochodzi z XX wieku); po przejściu w poprzek rynku trafiamy na katedrę łacińską, gdzie znajduje się obraz Matki Bożej, przed którym Jan Kazimierz składał onegdaj śluby i czynił Maryję Królową Korony Polskiej. Zaraza obok znajduje się przepiękna, manierystyczna kaplica Boymów, w której ołtarzu znajduje się wyjątkowa płaskorzeźba przedstawiająca żydowską Paschę w miejscu, gdzie zwykle pojawia się obraz Ostatniej Wieczerzy. A to przecież tylko okolice rynku starego miasta – gdzie reszta Lwowa.
W tym mieście - Zawsze Wiernym – czuć Polskość na każdym kroku, choć Ukraińcy usilnie starają się ją wyrugować. Wszędzie słychać polską mowę i to nie tylko za sprawą polskich wycieczek – niemal każdy starszy Lwowiak mówi po Polsku. Choć są i tacy, którzy rozumieją, a mówić nie chcą. Oficjalnie jednak o polskiej przeszłości miasta świadczą jedynie pomnik Mickiewicza oraz katedra łacińska. Obecni właściciele nie honorują w żaden sposób pochodzących stąd wielkich Polaków.
I wreszcie Cmentarz Łyczakowski. Piękno przeplatający się z cierpieniem. Historia Polaków z historią ZSRS. Stoją obok siebie groby Konopnickiej, Zapolskiej, Ordona i ponure, czarne nagrobki sowieckich dygnitarzy, na których gdzieniegdzie dorobiono mały, prawosławny krzyżyk. Niestety także i w tym wielkim Castrum Doloris, gdzie króluje majestat Śmierci widać małostkowość i kompleksy obecnych włodarzy. Zanim, bowiem, wejdziemy na Cmentarz Orląt Lwowskich musimy przejść przez miejsce pamięci poświęcone ukraińskim uczestnikom walk o Lwów w 1918 roku. Góruje nad nim ogromna figura św. Michała Archanioła zwrócona tyłem(sic!) ku kwaterom Orląt. Dopiero możemy wkroczyć na, niemal biały, cmentarz polski. Ubogi i prosty, a przy tym niezwykle szlachetny, jak wyrzut sumienia dla tych którzy rządzą tą ziemią i tych, którzy, po 1989 roku, nie zrobili nic aby ją odzyskać. Nieodbudowana kolumnada i aresztowane lwy sprzed Łuku Triumfalnego (nie mogą wrócić na miejsce bo na tarczach, które trzymają jest napisane – Zawsze Wierni Tobie Polsko) oraz oszpecony grób nieznanego żołnierza – takie są skutki polskiej polityki zagranicznej i wspierania „pomarańczowej rewolucji”…
Ostatnimi czasy – przyznaję – miałem problem z tożsamością, z polskością, z wielu przyczyn czułem coraz słabszą więź z miejscem mego urodzenia i życia, z miejscem gdzie żyli i umierali moi przodkowie. Tam, w Leopolis, poczułem ją wokół i we mnie. I nie wynika to z przekory czy buntu, bo Wilno, nie zrobiło na mnie takiego wrażenia. Tam, we Lwowie, pod skorupą cyrylicy i ukraińskich kompleksów bije polskie serce – może prawosławne, może greckokatolickie, może ormiańskie ale Polskie, Jagiellońskie, Sarmackie. Jakże chciałbym aby spełniły się słowa wiersza Jana Lechonia, o których już kiedyś pisałem:
Jeszcze zagra, zagra hejnał na Mariackiej wieży
Będą słyszeć Lwów i Wilno krok naszych żołnierzy
Hospody pomyłuj!

1 komentarz :

  1. Do Wilna i Lwowa mam zupełnie różny stosunek. Wilno to stolica Wielkiego Xięstwa, kraju odrębnego od Korony. Lwów to polskie miasto pod okupacją banderowców.
    Wilno jest piękne i na tyle zadbane, na ile stać Żmudzinów. Miejscowi Polacy dają sobie radę, można być z nich dumnym.
    Lwów jest biedny, zapyziały, smutny. Polaków, zwłaszcza z dziada pradziada, prawie tam nie ma. Jedyne miejsce, w którem czułem się jak we Lwowie, to była katedra ormiańska.
    Najchętniej pojechałbym do Lwowa następnym razem na czołgu, jako ochotnik. A katedrę po wyzwoleniu powinien objąć x. Tadeusz Issakowicz - Zaleski jako arcybiskup metropolita.

    OdpowiedzUsuń