Na początek powrotu do pisania, w okresie gorących sporów politycznych związanych z kampanią wyborczą i problemem imigrantów, postanowiłem zaoferować coś „lajtowego”. Kilka dni wakacji spędziłem w tym roku w nadrenii (tej rozumianej geograficznie), a dokładniej w Wiesbaden.
Wiesbaden to stolica Hesji, znajdują się tu siedziby Federalnej Policji Kryminalnej oraz Federalny Urząd Statystyczny. Miasto jest ładne choć niewiele tu zabytków. Pozostałości murów rzymskich, kościół protestancki przy rynku, cerkiew i pałac. To wszystko. Blisko stąd do Mainz (rzymska Moguncja) oraz Frankfurtu nad Menem.
Co zwraca uwagę w samym Wiesbaden to ogrom imigrantów ( o, jednak jest coś na czasie). Całe dzielnice zamieszkiwane przez Turków, na ulicach również sporo wyróżniających się ubiorem, zachowaniem i językiem. Choć czy rzeczywiście wyróżniających? Tak na prawdę muzułmanie stają się większością w tej mieszance etnicznej niemieckiego miltikulti. I nie jest to przesada. Byłem w Wiesbaden dwa lata temu i w stosunku do tamtego czasu, obecnie znacznie wzrosła liczba radykalnych islamistów. Widać to po ubiorach kobiet. Jeszcze, stosunkowo niedawno, kobieta stosująca się do zasad hidżabu (czyli purdah) była rzadkością, obecnie coraz więcej z nich używa także burek i nikabów.


Rüdesheim to piękne miasteczko z niskimi kamieniczkami i wąskimi uliczkami. Pełne knajpek i sklepików z pamiątkami. Nad miasteczkiem rozciąga się pas winnic (niektórzy twierdzą, że to właśnie stąd pochodzą najlepsze rieslingi) oraz góruje pomnik Germanii. Do wielkiego monumentu, zbudowanego na cześć zjednoczenia Niemiec w roku 1871, wiodą ścieżki piesze pomiędzy winnicami, ale można tam dotrzeć także kolejką linową, w dwuosobowych wagonikach. Na górze i podczas jazdy możemy podziwiać dolinę Renu, i okalające ją winnice.

Najbardziej żałuję, że nie udało nam się zobaczyć Rothenburg ob der Tauber.