wtorek, 9 października 2012

Bitwa pod Koronowem

W związku z kolejną rocznicą bitwy postanowiłem odkurzyć mój wpis sprzed 2 lat. Zapraszam.

Kiedy, w latach 90 tych, będąc na studiach usłyszałem o bitwie pod Koronowem zacząłem intensywnie szukać więcej na ten temat. Okazało się, że poza Długoszem niewiele można znaleźć. W tym roku postanowiłem (jako, ze mija 600 lat od tej bitwy) przypomnieć ją innym. Okazało się, ze nagle nastąpił wysyp artykułów (od Mówią Wieki po Science Fiction) o tej bitwie, dlatego mój się nigdzie nie przebił, więc publikuję go poniżej.
Obchodzona hucznie w tym roku sześćsetna rocznica Bitwy pod Grunwaldem przyćmiła nie tylko, równie okrągłą, czterechsetną rocznicę Bitwy pod  Kłuszynem (4 lipca), ale i bitwy, która odbyła się trzy miesiące po Grunwaldzie i dzięki niej tamto zwycięstwo nie zostało kompletnie zaprzepaszczone. Mowa o, prawdopodobnie, ostatniej pancernej bitwie średniowiecza – bitwie pod Koronowem.
Wspomnieć należy, że w średniowieczu bitwa pancerna to taka, w której brało udział jedynie rycerstwo – konnica i rozstrzygana była zgodnie z zasadami kodeksu rycerskiego. Odbyła się ona 10 października 1410 roku, ale zanim o samej bitwie, dowiedzmy się jak do niej doszło.
Nasi historycy mają przykrą tendencję do przesady – jedni pogrążają przeszłość Polski w ciemnocie, antysemityzmie, zaścianku etc. drudzy uważają, że wszystko było jasne, czyste, a nasi bohaterowie są postaciami ze spiżu. Prawda jest jednak mniej czarno – biała, a każdy miał, mówiąc kolokwialnie, „swoje za uszami”.
Nie inaczej było z Jagiełłą. Badacze jakby nie zauważają, nadzwyczajnego, ciągu błędów militarnych, tego wybitnego stratega, po zwycięskiej bitwie 15 lipca. Cała kampania letnia w 1410 roku skierowana była na zniszczenie Zakonu Krzyżackiego, stąd planowany atak bezpośrednio na Malbork. Kiedy jednak droga do stolicy państwa zakonnego stanęła otworem Jagiełło „zmiękł”. Zamiast kontynuować marsz, którego prędkość do tej pory wynosiła ok. 40 km. dziennie (przy takiej prędkości Polacy powinni stanąć pod Malborkiem po 2 – 3 dniach), król nie popędza armii, która porusza się ok. 15 km dziennie, a na dodatek zatrzymuje się pod, niemal, każdym zamkiem krzyżackim po drodze, które to zamki są już w rękach „powstańców” ze Związku Jaszczurczego.  Dlatego też armia sojusznicza dociera pod Malbork dopiero 25 lipca, kiedy tam rządy rozpoczął, dawny komtur świecki, Henryk von Plauen, który przygotował stolicę zakonną do oblężenia. Oblężenia, jak wiemy, nieskutecznego, choć u Długosza znajdujemy opis sytuacji militarnej, która mogła doprowadzić do zdobycia twierdzy już 26 lipca. Rycerze po zdobyciu miasta zaatakowali zamek, który był dostępny ze względu na sporą wyrwę w murach, jednak decyzja Jagiełły powstrzymująca natarcie, spowodowała dwumiesięczne oblężenie. Zakończyło się ono odejściem wojsk sprzymierzonych 19 września 1410 roku. Powodem, wg Długosza, były naciski doradców i rycerstwa, zwłaszcza małopolskiego, które – prawdopodobnie – obawiało się o majątki. Ale nie tylko ona, albowiem również Litwini byli przeciwni kontynuowaniu oblężenia. Malbork pozostał wiec nietknięty, a i nie zagrożony przez nikogo – żadnych formacji nie pozostawiono pod murami krzyżackiej stolicy, jednie duża część zamków pruskich była obsadzona przez polskie załogi. Dziwi to tym bardziej, że już po odejściu spod Malborka, król wraz z częścią wojsk dotarł pod oblegany zamek w Radzyniu, który nakazał wziąć szturmem 21 września, czego tez dokonano z powodzeniem. Dlaczego nie można było tego zrobić ze słabiej przygotowaną stolicą? Nie wiemy.
Jagiełło wycofywał się z Państwa Zakonnego w tryumfalnym pochodzie, jak zwycięzca. Okazało się jednak, ze wszystko to co zyskał 15 lipca pod Grunwaldem zostało utracone przez 17 dni  – między 24 września a 11 października 1410 roku. W tym bowiem czasie, kiedy wojska polskie opuściły już ziemie pruskie, Krzyżacy podjęli dzieło odzyskania utraconych zamków i miast. W rękach polskich pozostały jedynie zamki w Toruniu, Nieszawie, Brodnicy i Radzyniu, a z miast pozostały Toruń i Gdańsk. Działania Zakonu oraz ustępliwość mieszkańców Pomorza ocenione zostały w historiografii jako zdrada. Pierwszych, gdyż złamali zasady rozejmu, który zwyczajowo zawierano na czas zimowy, drugich, gdyż złamali przysięgi wierności królowi Polskiemu, poddając się często bez walki.
Król zaś stanął w początku października wobec groźby najazdu ze strony wojsk von Plauena z północy, oraz Michaela von Küchmeistra z zachodu. Ten ostatni  zbierał Krzyżaków z Nowej Marchii oraz najemników z Niemiec, Czech, Śląska i Węgier i odzyskiwał tereny na zachodnich krańcach państwa krzyżackiego – Chojnice, Tucholę, Bytów, Lębork. Celem tych wojsk był zdaje się sam Jagiełło, który schronił się był wówczas w Inowrocławiu, rozpuściwszy wcześniej wojsko na leże zimowe. Gdyby armia Küchmeistra zdobyła Koronowo oraz Bydgoszcz (co dla ok. 4000 ludzi nie stanowiło problemu) Inowrocław stałby otworem.
Jednak to pod Koronowem doszło do decydującej w tej kampanii bitwy. Miasto to leży w zakolu Brdy na pograniczu Kujaw i Pomorza. Znajduje się tam klasztor cystersów, gdzie w roku 1410 stacjonowało polskie rycerstwo. Znaczenie strategiczne Koronowa związane było z dwoma faktami. Po pierwsze, tędy biegła najkrótsza droga z Tucholi do Bydgoszczy i Nakła, po drugie tu znajdowały się dwa mosty na Brdzie.  Stąd też Krzyżacy, zmierzając ku Bydgoszczy nie mogli ominąć Koronowa, a Polacy musieli obsadzić je jak najlepszą załogą, zwłaszcza, że  wonczas nie posiadało ono murów.
Küchmeister oblegając Tucholę szukał też innych możliwości walki z Polakami, dowiedziawszy się, że Koronowo nie jest zbyt silnie bronione, co potwierdzili (acz uciekając się do kłamstwa) złapani polscy rycerze, postanowił wraz z konnicą je zaatakować. Otworzyło by to, przy okazji, drogę ku Bydgoszczy i Inowrocławowi, gdzie, jak wspomniano, przebywał Jagiełło.
Początek nie był zbyt pomyślny dla Krzyżaków. Kiedy podeszli pod miasto okazało się, że nie jest ona aż tak osłabione, jak rzekli złapani zwiadowcy, w związku z tym wójt Nowej Marchii postanowił ratować się ucieczką. Ujrzeli bowiem rycerze Zakonu, spoglądając na Koronowo z góry Łokietka, masy chłopstwa i pospólstwa jako piechotę w samym mieście i w okolicach mostu, a pod klasztorem gotowe do walki konne rycerstwo polskie.
Podczas odwrotu łucznicy konni razili strzałami Krzyżaków, którzy próbowali się bronić, jednak w takiej sytuacji łucznicy cofali się za kopijników. Wśród historyków trwa spór, cóż to za formacja ci łucznicy? Niektórzy badacze twierdzą nawet, iż był to oddział Tatarów. Taka walka „szarpana” trwała na odcinku ok. mili (w czasach Długosza, od którego znamy przebieg bitwy, miała ona 10 km) po czym Krzyżacy postanowili, w okolicy wsi Łąsk, stanąć do walki w polu.
Wtenczas rozpoczyna się właściwa, a jakże nadzwyczajna, bitwa. Najpierw pojedynki jeden na jednego, po nich zwarcie oddziałów rycerskich, które pozostaje bez rozstrzygnięcia, z powodu zapalczywości i umiejętności rycerskich obu stron. Wtedy to następuje pierwszy rozejm – rycerze odchodzą z pola, przewiązują rany, posilają się, rozmawiają o walce. Na sygnał rozpoczyna się kolejna część bitwy, która także pozostaje nierozstrzygnięta, choć ginie kilku rycerzy, a nieliczni dostają się do niewoli. Następuje drugie zawieszenie broni, podczas którego dochodzi do bardziej poufałych kontaktów miedzy walczącymi – zbierani są ranni, opatrywane rany, ale i wymieniani jeńcy, konie, posyłają sobie nawzajem wino. Niektórzy twierdzą nawet, iż giermkowie rozstawiali stoły z pożywieniem i napitkami, przy których wspólnie zasiadali członkowie wrogich armii. Widać więc, że bitwa, zgonie z kodeksem honorowym, rozstrzygana była jako turniej, choć o większą stawkę i na śmierć. Jak twierdzą badacze z taką kurtuazją nie spotkano się podczas żadnej innej bitwy, a powodem tego zachowania było najprawdopodobniej fakt, ze po stronie krzyżaków znajdowali się, w większości, goście zakonu – znamienici rycerze – umiejący docenić wroga. Dopiero podczas I wojny światowej dochodziło, sporadycznie, do kontaktów żołnierzy dwóch stron konfliktu na gruncie neutralnym – opowiada się nawet o meczu piłkarskim między Niemcami a Francuzami.
Trzecia część bitwy doprowadziła wreszcie do przełomu, kiedy to Jan Naszan z Ostrowiec zdobył chorągiew, a Polacy silniej natarli na osłabione moralnie wojska przeciwnika. Ten ucieka, część ginie lub dostaje się do niewoli. Bitwa Koronowska zostaje wygrana. Nie była ona jakimś istotnym novum w militarystyce – typowa pancerna bitwa średniowiecza, której wynik to suma pojedynków turniejowych.
Jak więc widać Jagiełło, tak wielki strateg do 15 lica, po Grunwaldzie nagle utracił swój zmysł i popełniał błąd za błędem:
  1. spowolnienie marszu na Malbork – utrata zaskoczenia, pozwolenie na przygotowanie obrony
  2. brak zgody na kontynuowanie szturmu w dzień po przybyciu pod mury Malborka
  3. brak próby zdobycia stolicy Zakonu szturmem po 2 miesiącach oblężenia
  4. utrata zamków i miast pruskich i pomorskich po 24 września, czyli po opuszczeniu terytorium zakonnego
  5. zbyt wczesne rozpuszczenie wojsk
  6. zatrzymanie się w Inowrocławiu – niebezpiecznie blisko granicy z państwem Zakonnym
Dziwne to błędy i wielce znaczące. Wyobraźcie sobie bowiem Polskę bez brzemienia państwa Zakonnego, później świeckich Prus, Prus Wschodnich – czyż nie inaczej mogła się potoczyć historia?
Błędy i straty po Grunwaldzie naprawiła dopiero victoria pod Koronowem, bez tej bitwy Grunwald nic by nie znaczył, dlatego też powinniśmy bardziej świętować 600 lecie Koronowa a nie Grunwaldu.

Przy pisaniu powyższego artykułu opierałem się na książce P. Derdeja, Koronowo 1410, Warszawa 2004 oraz wykładach prof. B. Śliwińskiego z UG.

2 komentarze:

  1. Zdecydowanie tak. Bez zwycięstwa pod Koronowem, zwycięstwo pod Grunwaldem nie miałoby znaczenia. Dopiero po zwycięstwie pod Koronowem doszło do rokowań pokojowych zakończonych I Pokojem Toruńskim 11.II.1411 r.

    OdpowiedzUsuń
  2. O Koronowie można bez końca. I trudno przecenić znaczenie tej bitwy "niebitwy", gdzie to wojownicy w przerwach miedzy rąbaniną siadają do wspólnej uczty.
    Ale ocena króla Władka jakiej dokonał autor jest zwyczajnie niesprawiedliwa. Myślę że tak "głęboka" analiza poczynań króla przystoi raczej absolwentowi podstawówki niż komuś kto zawodowo lub nie ale zajmuje się historią. Jeszcze zanim Jagiełło został naszym królem wielokrotnie dowiódł że arkana wielkiej polityki nie są mu obce. Po mistrzowsku rozgrywał sprawy między Moskwą , Wielkim Księstwem i Złotą Ordą,
    I co tak nagle zgłupiał ?
    Nie zgłupiał, ale robił to co mógł w tej sytuacji.
    A sytuacja w dużym uproszczeniu wyglądała mniej więcej tak.
    Kniaź Witold nie palił się do dalszej wojny, bo swoje już ugrał A ostateczne zwycięstwo Jagiełły nad Zakonem jeszcze bardziej uwidoczni przewagę w unii Królestwa nad Wielkim Księstwem. A to Witoldowi i Litwinom było bardzo nie na rękę. To dlatego w drugiej fazie wojny trudno znaleźć wojującego Litwina.
    Ale jeszcze istotniejszym problemem było jak unicestwienie Zakonu odbierze chrześcijańska Europa.
    Jagiełło doskonale zdawał sobie sprawę z tego że o wiele łatwiej jest porąbać rycerzy zakonnych na drobne wióry niż zlikwidować Zakon którego korzenie wywodzą się z Ziemi Świętej. Tego średniowieczna Europa by nie strawiła. Dlatego król nie kwapił się ze zdobywaniem Malborka. On liczył na to że Zakon szybko wystąpi z propozycją korzystnego dla nas pokoju.
    Że sprawa wyglądała mniej więcej tak , wiemy z tego co działo się pięć lat później na soborze w Konstancy. Tam walka z zakonem i Europą była dla naszych przodków o wiele trudniejszą niż zapasy pod Grunwaldem czy Koronowem !
    Reasumując, Król Władek doskonale wiedział że Europa początków piętnastego wieku nie jet gotowa na to, aby zaakceptować fakt unicestwienia Zakonu Najświętszej Marii Panny przez Polaków pod wodzą króla neofity, do spółki x poganami i schizmatykami.

    OdpowiedzUsuń