Właśnie kończę czytanie najnowszego numeru Pro FIDE Rege et Lege. Pośród lepszych i gorszych, mniej lub bardziej naukowych artykułów trafiłem na kuriozum Jest nim tekst „Z dziejów Apartheidu w Afryce. Rządy Douglasa Iana Smitha w Rodezji Południowej” autorstwa Krystiana Chołaszczyńskiego.
Artykuł znajduje się w odpowiednim dziale Prawo i Politologia, ale jakoś nie bardzo pasuje do linii pisma i KZMu, którego kiedyś PFReL było organem. Zrazu bowiem myślałem, i miałem nadzieję, że znajdę w nim rzetelny opis i ocenę zjawiska apartheidu, bez zacięcia „prawoczłowieczego” i lewackiego, ale i bez apologii. Jakież było moje zdziwienie, gdy przeczytałem artykuł będący kompletną porażką i pod względem naukowym i tematycznym.
Po pierwsze niewiele dowiedziałem się o Rządach Douglasa Smitha, gdyż najwięcej treści zajmuje analiza samego zjawiska apartheidu na podstawie RPA. Ponadto cały tekst oparty jest na pracach, które trudno uznać za rzetelne, skoro zostały wydane w Polsce w latach 60 ubiegłego wieku.
Autor w analizie zjawiska segregacji rasowej zupełnie abstrahuje od uwarunkowań historycznych i ocenia wydarzenia w południowej Afryce z punktu widzenia współczesności. Zapomina o Burach, osiedlających się na tej niegościnnej ziemi i tworzących pierwsze farmy. Takoż o ich ciężkiej pracy i walce o swoje, choćby z Anglikami podczas wojen burskich. Nie wspomina wreszcie, ze Czarni mieszkańcy nie są autochtonami na tym terenie, a przybyli tam z północy gdyż Biali dawali pracę, jedzenie i opiekę. Nie zwraca uwagi na fakt, że segregacja miała na celu zapobieżenie wynarodowieniu białych i rozpuszczeniu się ich w ogromnej masie przybywających wciąż na bogate południe murzynów. Z powyższych powodów uważam, ze apartheidu nie trzeba pochwalać, ale można zrozumieć. Wreszcie nie wspomina nic o obecnej sytuacji białych, która jest tragiczne – wielu zginęło z rąk czarnoskórych bandytów, wielu jest zastraszanych i wielu wyjechało w obawie o życie swoje i rodziny.
Największym jednak zaskoczeniem był tekst, którego absolutnie nie spodziewałem się przeczytać w opisywanym periodyku: „Konkludując, z całą stanowczością mogę stwierdzić, że rasizm w jakiejkolwiek formie, czy to segregasie, czy to apartheid, jest sprzeczny z powszechnie obowiązującym prawem międzynarodowym publicznym.” Otóż po pierwsze apartheid nie jest tożsamy z rasizmem, który polega na ocenie wartości ras. Natomiast apartheid dążył jedynie do ich „nie mieszania się”. Ale najważniejszym przełom jest fakt, że najbardziej chyba, antyestabliszmentowe pismo powołuje się na prawo międzynarodowe. Nie wiem jak to rozumieć.
Odniosłem wrażenie, mam nadzieję, że błędne, iż takt ten był „wrzutką” produkującą publikację osoby, która potrzebowała jej do oceny pracy naukowej albo do otrzymania tytułu naukowego, a krewny i znajmy królika załatwił. Jeszcze raz powtórzę – mam nadzieję, ze się mylę, ale artykuł ten tak nie pasuje do PFReL i pod względem tematycznym i pod względem naukowym, że zaskakuje jego obecność w tym piśmie.
Podczas czytania tego tekstu, przypomniał mi się mój wujek – pływający – który po pobycie w RPA, w czasach komuny, panującej u nas, opowiadał jak zazdrościł murzynom ich zamożności i wolności w porównaniu do Polaków pod bolszewickim butem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz