sobota, 26 stycznia 2013

Hobbit - krótko


Jestem fanem Tolkiena. Kilkukrotnie wracałem i jeszcze, jak dożyję, zamierzam wrócić do jego książek. Film to jednak inna sztuka i rządzi się swoimi prawami. Dlatego, pomimo mojego uwielbienia dla Mistrza, pozytywnie oceniłem sfilmowaną przez Jacksona trylogię. Uważam, ze zrobił najlepszy film jaki można było zrobić – choć nie jest wolny od błędów i uproszczeń.
Na Hobbita szedłem z większą “dozą nieśmiałości” . Niepokoiło mnie kilka rzeczy związanych z filmem – fakt, ze jest w 3D (niepotrzebnie – nie lubię, męczą mi się oczy a efekt nie jest porażający) oraz że został rozbity na 3 części.
Dzieło Tolkiena było pierwotnie opowieścią (dosłownie) dla jego dzieci, dopiero po jakimś czasie spisaną. Treścią Hobbita jest podróż tytułowego mieszkańca Shire o imieniu Bilbo do Samotnej Góry w celu odzyskania skarbów krasnoludów. Drużyna skałada się z Bilba, krasnoludów oraz czarodzieja Gandalfa, który wybrał i namówił hobbita do tej wyprawy.
Film, jak wspomniałem wcześniej, jest innym środkiem wyrazu, dlatego nie zdziwiły mnie pewne zmiany. Faktem jest, że Jackson stworzył coś więcej niż Tolkien, gdyż starał się połączyć w większym stopniu, niż w oryginale, „Hobbita” i „Władcę Pierścieni”. Stąd pojawiające się elementy zaczerpnięte z innych tekstów Inklinga – np. Postać Radagasta Brązowego zaczerpnięte z trylogii i Sillmarilionu. Dla mnie jedynym poważnym zgrzytem jest banda orków ścigająca drużynę  - uważam, że przygody opisane przez Tolkiena w zupełności wystarczą na film.
Ogólnie film oceniam pozytywnie - akcja jest wartka, gra aktorska bez zarzutu (Martin Freeman w roli Bilba rewelacyjny), muzyka wspaniała. Zastrzegam jednak, jeszcze raz, że porównywanie książki z filmem nie ma sensu, gdyż to dwa, różne światy emocji. Dlatego moi synowie najpierw poznają książki, a potem filmy – ta kolejność, w przypadku tak wielkiej prozy, jest nieodzowna.