piątek, 20 kwietnia 2012

Archiwum - Sprawa postawy podczas komunii św.

Jako, że czas napięty i nie sprzyja tworzeniu nowych postów, a robiłem porządek w moim komputerowym archiwum przedstawiam bardzo stare teksty, z drobnymi poprawkami edytorskimi.


Po pierwsze uważam, ze postawa podczas modlitwy czy przyjmowania komunii św. jest to sprawa indywidualnej wiary w Rzeczywistą Obecność Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Zawsze moich oponentów pytam, czy wierzysz w Obecność Pana Jezusa w tym Kawałku Chleba, który daje ci kapłan? Jeśli tak to czy widząc Chrystusa tak jak go widzieli uczniowie - Cielesnego, tez byś stał? Gdyby nagle pojawił się przed Tobą Chrystus  w postaci Cielesnej nie maleńkiego opłatka to byś stał? Jeśli byś nie stał to dlaczego nie klękasz przed Corpus Christi?
Po drugie odwołam się do niekwestionowanego autorytetu i przytoczę cytat z książki Duch Liturgii kard. Ratzingera, który był Prefektem Kongregacji Nauki Wiary , a obecnie jest Ojcem św. Benedyktem XVI.
"Istnieją wpływowe środowiska , które próbują wyperswadować nam postawę klęczącą. Usłyszeć można, iż klęczenie nie pasuje do naszej kultury (czyli właściwie do jakiej?), iż nie wypada to dojrzałemu człowiekowi, który wyprostowany staje naprzeciw Boga, lub też że nie wypada to człowiekowi zbawionemu, który dzięki Chrystusowi stał się wolny i dlatego tez nie musi już klęczeć. (...) Święty Augustyn (...): fałszywi bogowie to jedynie maski demonów, które narzuciły człowiekowi cześć dla pieniądza i egoizm, w ten sposób wpajając mu "służalczość" i zabobonność. Pokora Chrystusa i  Jego ukrzyżowana miłość uwolniła nas, jak mówi Augustyn, od tych mocy, i właśnie przed tą pokorą klękamy. Rzeczywiście, postawa klęcząca chrześcijan nie jest formą inkulturacji istniejących już zwyczajów, lecz przeciwnie - jest wyrazem kultury chrześcijańskiej, która przemienia istniejącą kulturę w oparciu o nowe, głębsze poznanie i doświadczenie Boga. Zwyczaj klękania nie pochodzi z jakiejś bliżej nieokreślonej kultury - pochodzi z Biblii i biblijnego poznania Boga. Znaczenie postawy klęczącej w Biblii uświadamia nam już fakt, że słowo proskynein pojawia się w Nowym Testamencie Nowym Testamencie 59 razy, z czego 24 razy w Apokalipsie, księdze niebiańskiej liturgii, która przedstawiona zostaje Kościołowi jako wzór kultu Bożego. Głębsze badania ujawniają trzy ściśle ze sobą spokrewnione postawy. Po pierwsze jest to prostratio, czyli upadanie na twarz wobec zniewalającej mocy Boga, następnie padanie do stóp, szczególnie charakterystyczne dla Nowego Testamentu, i wreszcie klęczenie. W konkretnych przypadkach te trzy postawy nie zawsze są od siebie precyzyjnie oddzielone; łączą się i przenikają nawzajem. (...) Jeśli idzie o teksty nowotestamentowe, to począwszy od czasów Ojców, szczególnie istotna dla chrześcijańskiej pobożności stała się modlitwa Jezusa na Górze Oliwnej. Wg Mateusza (26,39) Jezus "upadł na twarz", według Marka (14,35) "na ziemie"; Łukasz z kolei, który w całym swoim dziele - w Ewangelii i Dziejach Apostolskich - jest w szczególny sposób teologiem modlitwy na kolanach, relacjonuje, że Jezus "padł na kolana" (22,41). Modlitwa ta jako modlitwa wprowadzająca w Mękę jest wzorcowa, zarówno ze względu na gesty, jak i na treść.(...) Dotarliśmy w ten sposób  do typowej postawy klęczenia (...). Hebrajczycy uznawali kolana za symbol siły; zgięcie kolan jest zatem ugięciem naszej siły przed żywym Bogiem, uznaniem tego, że wszystko czym jesteśmy, od niego pochodzi. Gest ten pojawia się w istotnych miejscach Starego Testamentu jako wyraz uwielbienia. (...)(2Krn 6,13)(...)(Ezd 9,5). Wielki pasyjny Psalm 22(...). Spokrewniony z tym wersetem fragment  Księgi Izajasza (45,23) należy interpretować w odniesieniu do Nowego Testamentu. Dzieje Apostolskie opowiadają nam o modlitwie na kolanach św. Piotra (9,40), św. Pawła (20,36) i całej chrześcijańskiej gminy(21,5) Szczególnie istotny w tej mierze jest opis męczeństwa św. Szczepana. Ten pierwszy świadek krwi jest w swym cierpieniu przedstawiony jako doskonały naśladowca Chrystusa, którego męka w najdrobniejszych szczegółach powtarza się w męczeństwie Jego światka. Jedno z podobieństw stanowi powtarzana przez Szczepana na kolanach prośba ukrzyżowanego Chrystusa (...)(Dz 7,60). Klęczenie jest nie tylko gestem chrześcijańskim, lecz także gestem chrystologicznym. Wciąż najważniejszym tekstem teologii postawy klęczącej pozostaje dla mnie wielki hymn o Chrystusie z Listu do Filipian (2,6-11).(...)hymn Kościoła apostolskiego podejmuje tu wspomniane słowa obietnicy z Księgi Izajasza (45,23)(...). W tym wzajemnym przenikaniu się Starego i Nowego Testamentu ujawnia się, ze Jezus właśnie jako Ukrzyżowany nosi "imię ponad wszelkie imię", imię Najwyższego, oraz istnieje w postaci Bożej. Poprzez Niego, Ukrzyżowanego, wypełnia się  śmiała zapowiedź Starego Przymierza - wszyscy padają na kolana przed Jezusem - Uniżonym, klękając w ten sposób przed jedynym prawdziwym Bogiem, który jest ponad wszystkimi bogami.(...). można by tu przywołać wiele innych tekst ów na przykład poruszająca opowieść, którą - jako tradycję sięgająca Hegezypa (II w.) - przytacza w swojej Historii Kościelnej Euzebiusz z Cezarei. Otóż czytamy tam, że św. Jakub, "brat Pański", pierwszy biskup Jerozolimy i przywódca Kościoła judeochrześcijańskiego miał kolana zgrubiałe jak wielbłąd, gdyż stale klęcząc, uwielbiał Boga i błagał o przebaczenie dla swojego ludu. Wspomnieć także można opowiadanie zaczerpnięte z apoftegmatów Ojców Pustyni o tym, jak to diabeł został zmuszony przez Boga do pokazania się niejakiemu opatowi Apollonowi. Diabeł był czarny, brzydki, o przerażająco wątłych członkach, przede wszystkim jednak nie miał kolan. Niezdolność klęczenia okazuje się zatem istotną elementu diabolicznego. Nie będę się to jednak zgłębiać w szczegóły. Chciałbym dodać jeszcze tylko jedną uwagę. Wyrażenie, za pomocą którego św. Łukasz opisuje klęczenie chrześcijan nie jest znane klasycznej grece. Chodzi tu o termin specyficznie chrześcijański.  (...) Być może zatem postawa klęcząca jest rzeczywiście czymś obcym dla kultury nowoczesnej, skoro jest ona kulturą, która oddaliła się od wiary i wiary ju8ż nie zna, podczas gdy upadnięcie na kolana w wierze jest prawidłowym i płynącym z wnętrza, koniecznym gestem. Kto uczy się wierzyć, ten uczy się także klękać, a wiara lub liturgia, które zarzuciłyby modlitewne klęczenie, byłyby wewnętrznie skażone. Tam, gdzie owa postawa zanikła, tam ponownie trzeba nauczyć się klękać (...)."
Tyle kard. Ratzinger, myślę, ze więcej nie trzeba, mądremu dość!

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Rozważania o języku. Z cyklu grzechy Polskiej „Prawicy”


Język służy przede wszystkim komunikacji. Nawet literatura piękna czy poezja są formami komunikacji. Jednak w polityce czy publicystyce czystość, jasność i precyzja, a więc i przystępność języka ma wyjątkowe znaczenie.
Niestety, wydaje się, że problemem dzisiejszych konserwatystów, czy też, szeroko pojętej, prawicy, jest właśnie język jakim się posługuję publicyści, liderzy czy politycy.
Widzę tu mianowicie dwa podstawowe błędy. Pierwszym jest dobrowolne przyjęcie języka lewicy, drugim korzystanie z języka niezwykle eklektycznego. Ale po kolei.
Od powojnia Polakom jest narzucany sposób wyrażania myśli, który nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością, zwłaszcza w sferze idei czy polityki. Tenże lewicowy język jest twórczo rozwijany przez kolejne pokolenia obecnych czytelników Krytyki Politycznej. I tenże właśnie sposób komunikowania został bezrefleksyjnie przyjęty przez środowiska konserwatywne. Kilka lat temu pisał już o tym bodajże prof. Krasnodębski na łamach Rzeczpospolitej, nie jest więc to uwaga oryginalna. Polska prawica nie potrafi stworzyć własnego języka przekazu, ale ulega temu, który jest i próbuje go „konserwatyzmować”, że użyje takiego neologizmu.
Przykład – „Zabijanie dzieci nienarodzonych”, której to nazwy konsekwentnie używają tylko ruchy obrony życia, publicyści prawicowi zaś używają słów „aborcja”, „zabieg”, „przerwanie ciąży”.
Inny przykład – Prawa Człowieka, twór zdecydowanie o charakterze i genezie lewicowej, pod hasłem którego ogranicza się prawa konserwatystów na rzecz homoseksualistów, ogranicza się prawo rodziny do wychowywania dziecka zgodnie z własnym światopoglądem etc. Pamiętam debatę, bodaj w Studiu Otwartym, między marszałkiem Markiem Jurkiem a jakimiś lewakami, których już nie pomnę na temat możliwości pracy zadeklarowanego homoseksualisty na stanowisku nauczyciela. Marszałek bronił oczywiście zakazu takowej możliwości jednak swoją argumentację oparł na Prawach Człowieka i musiał przegrać, bo twórcy tychże czują się w tym temacie jak ryba w wodzie. W późniejszej dyskusji na facebooku Marszałek Jurek tłumaczył mi, że on inaczej rozumie Prawa Człowieka niż lewactwo. Zapomniał widać, ze on nie mówił do siebie, ale do widzów, a ci, w większości po WOSie w szkole, rozumieją Prawa Człowieka tak jak, wszelkiej maści, socjaliści.
Faktem jest, że pewne słowa czy też zbitki wyrazowe mają inne znaczenia rzeczywiste, niż przekazują nam lewicowe przekaziory czy szkoły (exemplum: faszyzm, faszysta czy tolerancja), ale musimy z tym żyć, więc z jednej strony należy walczyć o przywrócenie słowom ich znaczeń, z drugiej tworzyć własny język przekazu. Jasny i czytelny, odrzucający powszechnie obowiązujący lewicowy sposób patrzenia na świat. Trzeba wychodzić od pryncypiów, potrzeba pracy u podstaw.
I znów przykład. Debata nad podwyższeniem wieku emerytalnego – przeszukałem internet oraz część prasy i nikt (jeśli się mylę proszę o kontakt) nie zadał podstawowego pytania – Dlaczego, w ogóle, jakiś minister czy premier tudzież parlamentarzysta ma decydować o tym, ile lat mam pracować? A przecież to nie minister daje emeryturę, tylko przez większość życia jestem zmuszony do oddawania własnych pieniędzy. To jest rzeczywisty punkt wyjścia, ale nikt z tzw. Konserwatywnych czy prawicowych publicystów  nawet o tym nie pomyślał.
Trzeba przestawić swój sposób myślenia. Odrzucić lewicową narrację i przywrócić słowom ich znaczenia oraz mówić tak-tak, nie- nie.
Drugi problem, o którym wspomniałem na początku zafrapował mnie podczas czytania przeróżnych konserwatywnych/prawicowych periodyków.
Odnoszę czasem wrażenie, że tworzą je zakompleksieni doktorzy, w sensie z dr. przed nazwiskiem. Doświadczenie nauczyło mnie, że bowiem, że świeżo (bardziej lub mniej) upieczony dr. musi co i rusz, przed całym światem, a zwłaszcza sobą, udowadniać jaki on to mądry.
Jak to się ma do grzechów prawicy? Otóż używając w debacie języka naukawego (czyli sprawiającego wrażenie naukowego, co w rzeczywistości sprowadza się do zastąpienia niektórych słów mniej znanymi synonimami) odrzucają od siebie czytelników, zamiast ich edukować.
Bowiem konserwatywne czasopisma, które roszczą sobie intencje kształtowania społeczeństwa (bo po cóż innego tworzy się pismo!), wydają się być w rzeczywistości skierowane do wąskiego grona specjalistów lub sympatyków. I wygląda na to, że twórcy nie zdają sobie z tego sprawy prezentując wysokie samozadowolenie.
Nie jest dobrze jeśli w jednym z pism czytam takie potworki językowe:
„W efekcie przynależność do rodziny czy narodu staje się sprawą woluntarnej jednostkowej decyzji, nawet jeśli sama instytucjonalna możliwość tej decyzji nie byłaby możliwa, gdyby nie to, że przez wieki wspólnotowe identyfikacje wcale nie były dobrowolne.”
Inny cytat:
„Kolejnym postulatem emancypacyjnym stało się więc ustanowienie Ja relacyjnego, wolnego od anachronicznej opresji tradycyjnej, czyli arbitralnej i opresywnej, kultury.”
Zmasakrowany język polski. Zadziwia to zwłaszcza w kontekście faktu, że tekst, z którego zaczerpnąłem cytaty sąsiaduje z tekstem prof. Krasnodębskiego, który jest trafny, prosty i czytelny, bez zbędnej pseudonaukowości i bez przewagi skomplikowanych synonimów słów potocznie używanych. Pytam więc ja, czytelnik, człek troszkę kształcony (nie chwaląc się) – dlaczego tak niestrawne muszą być niektóre artykuły w Christianitas, 44, Rzeczach Wspólnych, Frondzie etc? Chwalebnym wyjątkiem są tu Arcana. W ten sposób na pewno nie dotrzecie do rzesz młodszych i starszych, których pociągają poglądy Tuska, Palikota….
Dlatego, moi drodzy konserwatywni publicyści młodego pokolenia, piszcie dla innych – czytelników – a nie dla siebie i własnej satysfakcji. Prostota to nie prostactwo. Jeśli zastąpicie słowo konwencjonalne związkiem „ogólnie przyjęte”, słowo subiektywizm – prywatą, woluntaryzm – wynikającym z woli to korona tytułów przed nazwiskiem z głowy Wam nie spadnie.