poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Czarny Sakrament – prawdziwe czy nie?


Jakiś czas temu wpadła mi w ręce książka Czarny Sakrament, autorstwa D.M. Kiely i Ch. McKenna, wydana przez Frondę. Jako, że zachęcał do jej przeczytania Jan Pospieszalski, podczas jednego ze swoich programów, postanowiłem zrobić to i ja.
Nie mam zamiaru pisać recenzji a jedynie kilka luźnych refleksji na temat tej pozycji, jednak czuję się w obowiązku zacząć od przedstawienia, pokrótce, treści. Otóż jest to zbiór dziesięciu przypadków „opętań” i egzorcyzmów, jak napisano na okładce. Połowa to opowieść pastora, drugie pięć to wspomnienia katolickiego zakonnika. Niestety wiele można zarzucić tłumaczeniu – miejscami niechlujne, miejscami po prostu błędne (najbardziej zapadła mi w pamięć „psychologiczna linia telefoniczna”, która jak wynikało z kontekstu była telefoniczną pomocą psychologiczną czy też infolinią psychologiczną).
Podczas czytania książki zaświtało mi kilka refleksji, wątpliwości i pytań, na które nie potrafię udzielić odpowiedzi, a którymi chciałbym się podzielić z czytelnikami.
Pierwsza sprawa to język książki. Może jest to wyniki niezbyt dobrego tłumaczenia, ale jest on niezwykle prosty i „sensacyjny” – bardziej kojarzący się z podrzędnymi czytadłami albo z językiem brukowców. Czarny Sakrament czyta się jak horror, momentami klasy B, a nie jak poważną pozycję o działaniu Szatana. Zastanawiam się czy większość odbiorców jej tak nie potraktuje – jak „fajne czytadło” ale nic więcej?
Po kilku przypadkach zastanowiło mnie też odniesienie do podtytułu – „Prawdziwe historie opętań i egzorcyzmów”. Otóż okazuje się, ze opętań jest w książce niewiele – większość opowieści dotyczy nawiedzania przez duchy oraz dręczenia.
I tu pojawia się kolejna wątpliwość – czy Katolicyzm uznaje nawiedzenia przez „duchy”? Oczywiście, spotkałem się w literaturze z kontaktami z duszami zmarłych, którzy przyszli prosić o modlitwę – choćby św. siostrę Faustynę, ale w Czarnym Sakramencie są opisy „duchów”, które z niewiadomych przyczyn pozostały na ziemi i – być może – nie zdają sobie z tego sprawy. Przecież, wg. Katechizmu, ostateczne rzeczy człowieka to śmierć, sąd, niebo albo piekło (przejściowo czyściec), a nie straszenie na Ziemi. Nie wiem jak to wyjaśnić i w dostępnej mi literaturze nic na ten temat nie znalazłem – poza wspomnianymi już wizytami dusz w czyśćcu cierpiących, za wolą Bożą.
Momentami miałem wrażenie, że to zjawiska paranormalne jak z „archiwum X” czy „Ghostbusters”.
Kolejną wątpliwość wzbudziły egzorcyzmy przeprowadzane przez pastora anglikańskiego. Wiemy, że anglikanie nie mają sukcesji apostolskiej, a więc pastor to nie kapłan – nie posiada świeceń. W Kościele Katolickim egzorcyzmy zarezerwowane są dla kapłanów i to specjalnie predestynowanych do tej funkcji. Wynikałoby z tego, że „moc” Kościoła Rzymskiego jest mniejsza niż anglikańskiego, albowiem tam każdy może egzorcyzmować, a u nas tylko kapłan. Jak to się ma do sukcesji zawartej w Ewangelii? Czy takie egzorcyzmy przeprowadzone przez „pana” pastora mają tę samą moc jak egzorcyzmy przeprowadzone przez wyświęconego kapłana? Jakie znaczenie w egzorcyzmie ma przyzywanie Tej, która zdeptała głowę węża, Maryi, której nie wzywają anglikanie?
W opowieściach zawartych w Sakramencie znalazłem jeszcze jedną niepokojącą rzecz – brak mocy modlitwy i świętych, poświęconych, obrazków. W niektórych historiach atakowani przez złego ducha modlili się odmawiając różaniec, wzywali św. Michała Archanioła, a nie zmieniało to zasadniczo ich położenia – zło nic sobie z tego nie rozbiło. Czyżby nasze modlitwy nie były wysłuchiwane? A co z mocą różańca, a której tak wiele można przeczytać choćby u św. Ludwika Marii?
Ostatnią sprawą, w porównaniu z powyższymi, najmniej istotną, jest powielanie przez autorów nieprawdziwych informacji na temat prześladowania i palenia czarownic – choć trzeba im oddać, że wspominają, iż kraje protestanckie były pod tym względem bardziej restrykcyjne.
Nie wiem, więc jak traktować Czarny Sakrament. Jako zbiór ciekawych ale wątpliwych opowiastek umoralniających? Czy jako opis rzeczywistych wydarzeń, które jednak rzucają cień na Katechizm? A może ani jedno ani drugie?

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

RP, PRL bis czy po prostu PRL?


„i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie”

Z. Herbert, Przesłanie Pana Cogito


Jakiś czas temu obejrzałem w kinie Czarny Czwartek. Wspaniały paradokument o wydarzeniach z grudnia 1970 roku w Gdyni. W tej chwili skończyłem oglądać film p.t. Nil.
Po obu tych filmach wzrastał we mnie gniew i sprzeciw. Najgorsza jednak była bezsilność. Sprzeciw wobec tego co widziałem, wobec rzezi niewinnych ludzi idących do pracy, wobec traktowania bohaterów polskiego podziemia przez komunistów.
Bezsilność, bo nic nie można już zrobić – stało się. Jak ja bym się zachował w takiej sytuacji? Czy należałbym do tych niezłomnych czy od razu podpisałbym lojalkę. Nie wiem, ale podziwiam tych, którzy się złamać nie dali.
I wreszcie gniew, pewnie niechrześcijański, ale ludzki. Że to bydło, bo na miano Człowieka nie zasługują mordercy niewinnych robotników i bohaterów wojny, jeszcze w tzw. wolnej Polsce żyło nie niepokojone, pobierając mundurowe emerytury i śmiejąc się w twarz swoim ofiarom i ich rodzinom.
A wszystko to dzięki Michnikom, Bolkom et consortes.
Nie znajduję słów na ten brak sprawiedliwości. Wiem, że Bóg odda wszystkim, ale… jednak to Bóg dał nam Państwo po to aby wprowadzało pewną równowagę. Rzeczpospolita w tym względzie się nie sprawdziła. Dlatego pomimo tego, ze mamy wolny rynek, w pewien sposób wolne media to nie mamy wolnego Państwa bo nie zapewnia podstawowej zasady swoim obywatelom – sprawiedliwości.
Nie wiem już czy mamy Najjaśniejszą Rzeczpospolitą czy po prostu nadal PRL. Nie czuję, ze to moje Państwo, że to moja ojczyzna, skoro ludzie, którzy nią rządzą nie mają sumienia.
Zapomina się o ofiarach i o katach. „Wybierzmy przyszłość” brzmi podobnie jak „Liczy się Tu i Teraz” – ważne żeby nie ruszać Przeszłości. Bo polityka, bo nie czas, bo… Zaciera się pamięć o tych co walczyli, co się nie dali złamać, co chcieli lepszej Polski.
Nie potrafię przebaczyć bo i nie mam prawa – tym którzy osobiście wykonywali wyroki i tym „w białych rękawiczkach”, którym nie zależało na wyjaśnieniu spraw i na sprawiedliwości